Jan Nowicki: Z piłką nożną jest jak z teatrem



Od lat związany jest z krakowskim futbolem. Przyjaźni się z piłkarzami i działaczami Wisły, zaś Garbarnia Kraków zawdzięcza mu hymn, do którego napisał słowa. O piłce nożnej rozmawiamy z Janem Nowickim.

Rafał Pawłowski: Jest Pan chyba największym kibicem wśród polskich aktorów. Podobno w 2003 roku przed meczem Wisły Kraków z Lazio Rzym odśnieżał Pan krakowski stadion?

Jan Nowicki: Byłem także na wcześniejszym meczu tych drużyn w Rzymie. Bardzo dobry mecz był. Chciałem ten stadion zobaczyć, bo Basia, matka mojego syna Łukasza tam startowała na olimpiadzie w 1964 roku i zdobyła brąz w sztafecie. A potem Lazio miało przyjechać do Krakowa i wybuchła ta sakramencka afera z tą polską biedą. Spadł ten cholerny śnieg, murawa była zmrożona i UEFA przełożyła mecz. Poszedłem pomagać odśnieżać, przyszedł fotoreporter i pyta: Co Pan tu robi? A ja na to, że kopię grób dla Lazio. Ale od trzech lat nie odbieram karnetu na Wisłę, choć jestem we władzach. Nawet nie widziałem nowego stadionu.


Jan Nowicki, fot. KŻ/Forum

Dlaczego?

Mam ostatnio ogromne kłopoty jeżeli chodzi o mój stosunek do futbolu. Świat mojego dzieciństwa, lata pięćdziesiąte w Kowalu koło Włocławka, to było coś oszałamiającego. Ludzie uratowani z pożogi wojennej, żyjący w potwornej biedzie, wykazywali się niezwykłą inicjatywą. Wybudowano stadion lekkoatletyczny z żużlowymi bieżniami. Sport był wszechobecny. Wszyscy w coś grali. Poszczególne miasteczka rozgrywały pomiędzy sobą mecze. Ganialiśmy za szmacianką całymi dniami. Byliśmy w miarę blisko Warszawy, więc strzygliśmy sobie głowy do gołej skóry, bo chcieliśmy być CWKS (Centralny Wojskowy Klub Sportowy, nazwa Legii w latach 50. - dop. red.), szyliśmy sobie kostiumy. Potem w czasie studiów pojawiłem się w Krakowie na Wiśle. Basia tam pracowała. Poznałem tych wszystkich chłopaków – Nawałkę, Musiała, Szymanowskiego, Sarnata i się serdecznie zakumplowaliśmy. Oni chodzi do teatru, my na ich mecze. Niedawno mi Lenczyk opowiadał, że jego żona na takiej sztuce „Z życia glizd” Enquista, gdzie grałem Andersena, prawie zaczęła rodzić na sali. To był bardzo piękny okres. Człowiek nie wiedział o tych wszystkich przekrętach. Patrzył na to czystym okiem. Mieszkałem przy Błoniach i chodziłem zarówno na Wisłę jak i Cracovię. To trwało całymi latami.

Skąd więc to rozczarowanie futbolem?

Jak się przyglądasz temu, co piłka zrobiła ze światem,  jak się zorientujesz, że w takiej Brazylii jakiś biedak mieszkający w slumsach jest zachwycony faktem, że jakiś piłkarz zarabia miliony dolarów i wyje patrząc nie niego, i jest szczęśliwy, to znaczy, że tutaj jest coś pomieszane. W tym niepokoju, który towarzyszy naszym czasom ekonomicznym, mydli się nam oczy fałszywymi emocjami. Wszyscy się zgadzają, żeby w świecie korporacji były jakieś pieniądze, bo one napędzają biznes. Ale dysproporcje muszą być umiarkowane. To nie może tak być, by jakiś głupek kopiący piłkę grał o jakieś miliony. W pewnym momencie musi wybuchnąć jakaś sportowa rewolucja październikowa. Ktoś weźmie siekierę do ręki i ich przegoni. FIFA i UEFA to są instytucje wzorowane na mafii. Zwróć uwagę, kto na czele tego stoi. Aby zarządzać jakąś dużą instytucją trzeba mieć ukończone studia ekonomiczne, prawnicze czy inne. A tu nie trzeba. Jest tylko potrzebna twarz, nazwisko – jak u nas Lato. A za nimi stoją chłopcy, którzy rozgrywają brudny interes. Gdyby nie był brudny, to by nie było tak, że nasz rząd nie mógł w przypadku ewidentnych chamskich przekroczeń wejść w to. Zostało to tak zrobione, że Platini nawet radził pani minister Musze – niech Pani tego nie dotyka, bo Pani źle skończy. Oni grożą takim językiem jak Al Capone. Ja marzę, żebym jeszcze w moim krótkim życiu dożył tego, że odbiorą nam udział w Mistrzostwach Europy czy Świata. Niech odbiorą. I zobaczymy co się wtedy stanie. To są prymitywni ludzie. Nikt mi nie powie, że Michael Plattini to jest człowiek, z którym strasznie bym chciał pogadać o życiu i śmierci. Ani pan Blatter. To nie są chłopcy z mojej bajki. Także o futbolu nie chcę z nimi rozmawiać.

Czym w takim razie jest on dla Pana?

Jak jeździłem kiedyś na Węgry to nigdy nie mogłem do tego Budapesztu dojechać, bo ciągle się zatrzymywałem w Słowacji, gdzie na małych boiskach ludzie rozgrywali mecze. Grubi panowie – lekarze, rzemieślnicy walczyli o piłkę. To są moje emocje. Albo Barcelona. To tak jak z teatrem. Teatr musi być albo znakomity, albo niech dzieci grają. Wtedy jest pięknie. Natomiast wszystko, co jest średnie, jest podrzędne i ubliża czemuś takiemu jak istota teatru, wzruszenie ludzkie. Kiedy dochodzi do meczu Barcelony to budzi się we mnie kibic. Między czytaniem pięknego wiersza, a grą Barcelony nie widzę jakieś specjalnej różnicy. Ale nie słyszałem też, żeby jakikolwiek trener poza Guardiolą powiedział, że u niego nie wystarczy być dobrym piłkarzem, trzeba być jeszcze dobrym człowiekiem. Ile w słowie „dobrym” jest odcieni typu koleżeństwo, radość, entuzjazm, kolektyw. To widać. Oni są poetami boiska. I ta radość, która ich cechuje. I ta serdeczność, jak sobie gratulują. Fenomenalny klub. Mnie tak śmieszyło, co Barcelona zrobiła z Manchesterem na Wembley. Sobie pomyślałem, gdyby ci debile tylko mieli trochę oleju w głowie. Ten Rooney i inni, którzy twierdzą, że są wielkimi gwiazdami, że mają najlepszą ligę europejską, światową. Ci mali, sprytni chłopcy z Barcelony robili z nimi co chcieli. Oni się powinni zabrać do ciężkiej roboty. Taki silny Rooney nadaje się znakomicie na drwala. On nie ma nic wspólnego z Messim i nigdy nie będzie miał. To są dwie zupełnie inne kultury, inne podejście do świata, do wszystkiego.

Nie lubi Pan piłkarskich gwiazd?

Jak ja widzę, jak jest ponad miarę wyżelowany Ronaldo ze wściekłym wzrokiem gwiazdora, którego nie możesz przewrócić, bo jak padnie, to zaczyna rozgrywać jakiś nędzny teatr. Bo on jest najważniejszy, najpiękniejszy i tak dalej. To jest dalsza część choroby futbolu. Jestem facetem ze starego rozdania, ale naprawdę nie interesuje mnie woda Beckhama, ani krawat który nosi. Ani jego chuda żona. Ja to dokładnie p...! Ja się patrzę, jak on gra. A gra średnio. Coraz gorzej. A świat się tak rozpędził, że zdaje się tego nie zauważać. On nie jest piłkarzem. On jest produktem medialnym. Ja nie chcę oglądać na boisku produktu medialnego. Oczywiście to wszystko, co ja Ci mówię, to są dywagacje w miarę rozgarniętego faceta. Ale to nie ma nic wspólnego z chłopcem, który we mnie ciągle siedzi. Chłopcem, który jest gotów wybaczyć wszystko, żeby zobaczyć jeszcze raz jak grają w piłkę. Ale to nie jest zasługa piłkarzy, tylko przemijania i marzeń, które ciągle w człowieku są. Piłkarze są tylko pretekstem, byśmy kultywowali w sobie zachwyt do minionych dni. I do sportu prawdziwego. Ja chcę oglądać tego krawca czy szewca, którzy biegają spoceni, przewracają się, krzyczą na siebie. Czasami trafiamy w eliminacjach na San Marino. Jak czytam jacy to są chłopcy, to jestem wzruszony. I co z tego, że przegrają 5:1? Piłka jest dla nich hobby. I to jest piękne.

A co Pan sądzi o polskiej piłce?

Polski futbol mnie żenuje. Jest jedno dla mnie pewne. My się do tego sportu nie nadajemy. To jest nieprawda, że te pojedyncze sukcesy zaświadczają, że mamy talent. Pojedyncze sukcesy świadczą, że talentu do tego nie mamy. Ostatni fantastyczny występ naszej drużyny to był z Portugalią (11 października 2006, Polska wygrała 2:1 – dop.red.) – ten mecz zresztą widziałem, miałem wtedy premierę filmu w Łodzi, ale z niej uciekłem, żeby go obejrzeć w telewizorze. I za chwilę się okazało, że tej drużyny już nie ma. Nie ma Bronowickiego, nie ma tego, nie ma tamtego. Nie ma kontynuacji. To znaczy, że nie ma charakteru, szkolenia. Jedyny piłkarz, którego ja kocham w naszej reprezentacji to jest Wojtek Szczęsny. To jest młodość, wdzięk, bezczelność. Widać, że to jest sportowiec. A te Dudki czy Żewłakowy to nie bardzo.

A Robert Lewandowski?

Lewandowski jest przykładem poważnej kariery. Głównie z tego powodu, że tak gra, jak gra. Ale też dlatego, że też myśli, jak myśli. Po czym się poznaje mężczyznę? Po przegranej. Po umiejętności wyjścia z impasu. Wyśmiewano go, a chłopak nie miał pretensji. Nie ucieka z klubu jak Lucas Barrios. Wziął się do roboty i teraz mamy piłkarza, przed którym wielka przyszłość. Ale to zaledwie dwóch chłopców. Jak to się ma do reprezentacji Niemiec czy Hiszpanii?

Nie wierzy Pan, że Franciszkowi Smudzie uda się jakoś poukładać tę reprezentację?

On się znakomicie zna na piłce, ale to nie tylko na tym polega. Musi być autorytetem. Piłkarze muszą uczyć się od niego nie tylko piłki, ale również sposobu bycia. Obawiam się, że jego relacje z piłkarzami nie są idealne. Pokazał to jego konflikt z Arturem Borucem. Trener powinien umieć wybaczać, nie może być pamiętliwy. To musi być wódz! Jestem przekonany, że parę bramkarzy powinni stanowić Szczęsny i Boruc. Dlatego, że Boruc jest znakomitym bramkarzem. Natomiast Wojtek wie o tym i go szanuje. I chciałby być od niego lepszy. Być może nawet już jest. Ale tej pary nigdy nie będzie. To nie tak, że zespół sobie nie daje rady z Borucem. To Smuda sobie nie daje rady. Bo Boruc jest inteligentny i nie będzie słuchał faceta, który mówi do niego językiem Ślimaka z „Placówki”, chłopa pańszczyźnianego. Oczywiście nawet ludzie prości bywają wielkimi trenerami, ale to się zdarza raz na tysiąc lat i ten ktoś nazywa się Kazimierz Górski.

Ale Smuda to przecież to ostatni trener, który wprowadził polską drużynę do Ligi Mistrzów.

Czy zauważyłeś co my podkreślamy? Że wprowadził drużynę do Ligi Mistrzów? Ile drużyn wprowadza co roku Anglia, Hiszpania, Rosja. To tak, jakbyś powiedział, że ktoś potrafi wejść do kościoła. Jeszcze trzeba umieć porozmawiać z Panem Bogiem i przyjąć komunię. My ciągle cieszymy się drobiazgami, a przecież jesteśmy potężnym krajem. Spójrz na Danię czy Norwegię, w której przez większość czasu leży śnieg. Wychodzą na boisko i jak charty grają.

To w takim razie jak Pan ocenia nasze szanse na Euro?

Obawiam się, że zagramy bardzo dobrze. Właśnie dlatego, że grać nie umiemy. Znowu się pojawi syndrom Portugalii. Tu jeszcze to szczęśliwe losowanie! Ja nie wiem, kto to wymyślił. Nie Pan Bóg, ale chyba całe Niebo to wymyśliło. Będzie 1:0 z Grecją, albo 2:1. Potem drugi mecz wygramy w Warszawie i już jesteśmy. Jestem też optymistą w kwestii atmosfery i organizacji. Zarówno jeśli chodzi o Polskę, jak i Ukrainę. Wszyscy rozpaczają, że drogi dziurawe, że dojazdu nie ma, że fatalne kolejne itd. ale Polacy słyną z tego, że jak jest zagrożenie narodowe to się fenomenalnie potrafią znaleźć. Wszystko jedno czy to jest wojna, czy mistrzostwa w piłce nożnej. Natomiast ci kibice angielscy, francuscy, holenderscy, którzy jeżdżą po całej Europie to oni Hiltonów, Novoteli mają potąd. Jeżeli tylko będzie piękna pogoda, jeżeli pojadą na Ukrainę – zobaczą te piękne dziewczęta długonogie, jak przyjadą do Polski i zobaczą, że przez całą dobę mogą kupić wódę na stacjach benzynowych, to oni w namiotach mogą spać. I będą wspominać to Euro jako jedno z najlepszych w życiu.

A polskich kibiców się Pan nie obawia?

Myślę, że nie będzie żadnych rozrób. Podobnie jak podczas Mistrzostw Świata w Niemczech będą chcieli pokazać, że są jednymi z najlepszych na świecie.

A komu Pan będzie kibicował?

Najpierw będzie Polska, bo to jak nasza koszula, a potem ten, kto zaproponuje mi urodę futbolu. Jak ktoś będzie dobrze grał i proponował piękne rozwiązania to pójdę za nim. Nie za krajem, tylko za urodą, za pięknem. Nieważne czy to będzie Rosja, Hiszpania, Holandia czy Niemcy. Tyle, że na Mistrzostwach rzadko zdarzają się piękne mecze. Trzeba oszczędzać siły, bo to jest turniej. Bo jest taktyka, granie na czas, bronienie wyniku. Ja wiem, że towarzyszy temu rozeznanie, ale denerwuje mnie to kalkulowanie. Szczególnie jeśli chodzi o polskich piłkarzy. Mnie nigdy do głowy nie przychodziło, jak jechałem z teatrem do Londynu mając pięć czy dziesięć dolarów na piwo zaszytych w kołnierzyku, żeby występując na scenie bać się Lawrence'a Oliviera czy Paula Scofielda. Ja tam jechałem, żeby to rozwalić! I powiem więcej – rozwalaliśmy. Czy „Dziadami” czy „Nocą Listopadową”, czy „Biesami” myśmy ten Londyn teatralny rozwalali. Jak się ma u siebie Mistrzostwa Europy to nie powinno nam towarzyszyć marzenie o wyjściu z grupy. Jak można mieć dwadzieścia kilka lat i nie chcieć tego świata rozj...?! Wziąć go pod buty?!

 


Rafał Rawłowski
Źródło: Portalfilmowy.pl