Geniusz zła - Joss Whedon



Tworzy krytyczne widowiska i spektakle budzące do myślenia. Joss Whedon to filmowiec, który rozumie realia XXI wieku. Grupa superbohaterów ze stajni Marvela w filmie "Avengers" staje do wspólnej walki ze złem. Kandydatów by nimi dyrygować było wielu, ale fani komiksów (i filmów na ich podstawie) z radością i zrozumieniem powitali wybór Jossa Whedona – „geniusza zła” jak zatytułowana jest jedna ze stron internetowych, poświęconych jego twórczości.

Wystarczy spojrzeć na obecny już w kinach film Dom w głębi lasu, do którego Whedon napisał scenariusz. Z jednej strony sprawny i błyskotliwy thriller, grający konwencją horroru; z drugiej mroczne kino popularne o wszechmocnej korporacji; ale na kolejnym z poziomów to film, który jest jednocześnie dziełem krytycznym. Dlatego „Dom w głębi lasu” na premierę czekał 3 lata, by jego głos wybrzmiał donośnie i zepchnął do defensywy fanów serii Piła oraz kolejnych, coraz bardziej krwawych, slasherów. Whedon scenariusz skonstruował w sposób przemyślany, ale część scen, które idealnie funkcjonowały w jego wyobraźni była ekstremalnie trudna do przełożenia na obraz, nawet w produkcji naszpikowanej efektami specjalnymi.

"Avengers", fot. Forum Film

Z wizją Whedona poradził sobie bez problemu Drew Goddard. Obaj współpracowali już przy serii science-fiction Dollhouse, ale przede wszystkim na planie serialu „Buffy–postrach wampirów”, który Whedonowi otworzył szeroko drzwi do największych hollywoodzkich wytwórni. Człowieka, który z nastoletniej pogromczyni krwiopijców uczynił ikonę popkultury, a z Sary Michelle Gellar jedno z najgorętszych nazwisk Hollywood można obdarzyć zaufaniem, ale z reguły blask realizatorów gaśnie, a kupony od sławy odcinają wykreowane przez nich gwiazdy. W tym przypadku może być inaczej. Gellar tuła się po coraz mniej znanych serialach („Robot Chicken”, „Ringer”), a Whedon jest o krok od pierwszej ligi Fabryki Snów. Sukces kasowy „Avengers” (a taki wydaje się nieunikniony) może go do niej wynieść.

Drogę do tego miejsca zaczynał jako jeden z pięciorga braci w nowojorskiej rodzinie. Ojciec gromady chłopaków Tom, oraz ich dziadek John byli utalentowanymi, odnoszącymi sukcesy scenarzystami telewizyjnymi. Studia filmowe ukończył na Uniwersytecie Wesleyan i od razu przeniósł się na zachodnie wybrzeże. Pierwszą poważną pracę dostał w sztabie scenarzystów sitcomu „Roseanne”, a po godzinach tworzył Buffy – postać, która zapewniła mu głośny start. Powstał pełnometrażowy film, z którego był bardzo niezadowolony. Producenci pozmieniali jego scenariusz. – To miała być nowa ikona feministek, potraktowali ją zbyt komediowo – oburzał się. Kolejne sukcesy pozwoliły mu powrócić do ulubionej bohaterki i przemienić ją we właściwą dla własnej wizji. Whedon miał pełną kontrolę nad serialem. Nie był już wtedy początkującym scenarzystą. Niosła się za nim sława pożądanego „script doctora”, poprawiał m.in jedną z wersji „Speed – niebezpiecznej szybkości” i „Twistera”, a przede wszystkim miał na koncie nominację do Oscara za Toy Story.

"Avengers", fot. Forum Film

Sukces kolejnych części animacji pokazuje jaki potencjał tkwi w pomysłach Whedona. Do bohaterów z otoczenia Buffy powrócił w serialu „Angel”, a dziś nie wyklucza, że powstanie kolejny spin-off. W wielu jego filmach powraca postać silnej, młodej kobiety. Przez lata prenumerował feministyczny magazyn dla nastolatek, „Sassy”, teraz sam jest ikoną młodych feministek. Pod kątem genderowym analizowany jest m.in „Dom w głębi lasu”, który wart jest także sporej rozprawy jako studium manipulacji i poświęcania jednostek dla wyższego dobra. Zdaniem Whedona społeczeństwo, które okłamuje swoich członków, zmusza ich do udziału w zdefiniowanym wcześniej rytuale. A w świecie moralnym twórcy „The Cabin in the Woods” taka społeczność nie zasługuje na ocalenie.

Whedon uśmierca więc swoich bohaterów nie tylko dla zwykłego szoku i by zadziwić publiczność. Czasem zajmuje w ten sposób określone stanowisko. Historie swoich bohaterów zawsze, z dużym wyprzedzeniem, skrupulatnie planuje. Niczym akcenty rozkłada odwołania do klasyki kina i popularnych filmów. Za film idealny uważa podobno drugą część „Mad Maxa”, ale na bezludną wyspę pojechałby z Matrixem”. Ulubione dzieła inspirowały go, gdy wymyślał „Firefly”. Serial science-fiction zszedł z anteny po jednym sezonie, ale zyskał status kultowego za sprawą niezwykłej wizji przyszłości, charakterystycznej dla reżysera. Do kin trafił nawet pełnometrażowy film, wykorzystujący niektóre wątki z serii – „Serenity”.

"Toy Story", fot. Forum Film

– Kiedy wymyślam potwory nie myślę nad ich wytrzymałością, tak naprawdę sam potwór mnie nie interesuje, liczą się emocje – mówi Whedon. Jego bohaterowie muszą się zmieniać, ewoluować. – Dlatego wolę „Twin Peaks” od „The X Files” – argumentował, utrzymując, że lepiej pisać z myślą o setce widzów niż o tysiącach. I tak uważa, że pracuje w szkodliwych warunkach. – Scenarzyści nie mają kontaktu z rzeczywistością, zarabiamy na życie wymyślając konflikty. Tworzymy przerażające, niezwykłe okoliczności, a potem staramy się uciec z własnej pułapki – opisywał. Kolejny film Whedona będzie współczesną wariacją na temat komedii Szekspira „Wiele hałasu o nic”. W przypadku 48-letniego reżysera jest jednak o czym hałasować.


Ian Pelczar / Portalfilmowy.pl
Źródło: Portalfilmowy.pl