• RSS
Sunday, February 26, 2012 10:15:00 AM
Rozpoczynając pisanie tego bloga założyłam, że będę pisała tylko o przyjemnych i interesujących rzeczach. Niestety, życie na emigracji nie składa się z samych pięknych i udanych dni, są też nieprzyjemne momenty, więc może i o nich warto napisać, skoro są takim nieodłącznym elementem.

Największą zmorą życia na emigracji jest moim zdaniem tęsknota.

Tęsknota za Polską jest moją towarzyszką od pierwszego dnia pobytu tutaj. Nie ma dnia, żebym nie myślała o mojej kochanej rodzinie i o wspaniałych przyjaciołach, żebym nie wspominała ulubionych miejsc czy nie sprawdzała nowin z kraju i z mojego rodzinnego miasta. Nie ma dnia, żebym nie odczuwała wątpliwości, czy aby na pewno podjęłam słuszną decyzję i nie ma dnia, żebym nie odczuwała wyrzutów sumienia, że zostawiłam wszystko i wszystkich. Każdy dzień jest jak walka, żeby jednak nie myśleć o tym wszystkim za dużo, żeby się nie zagłębiać, nie analizować, bo już doskonale wiem, czym taka przegrana w danym dniu walka potrafi się zakończyć..

Muszę jednak przyznać, że po przeszło trzech miesiącach, tęsknota przybrała inny wymiar, można by rzec- wykrystalizowała się. Na początku był to ból za utratą wszystkiego, co było mi bliskie i przerażająca wizja tego, czego w najbliższej przyszłości zapewne będzie mi brakować. Teraz już doskonale wiem, czego mi brakuje. I nie myślę tu nawet o tak oczywistych kwestiach jak tęsknota za bliskimi osobami samymi w sobie, ale o np. ogromnej chęci wyjścia z przyjaciółkami na babskie pogaduchy do H. czy na hamburgera do B.. Zachcianka niby niewielka, a jednak niemożliwa do zrealizowania. I to właśnie boli najbardziej, ta potworna niemoc i bezsilność.

Ktoś może powiedzieć: W takim razie wracaj!. Oczywiście nie jest to takie proste, a poza tym nie po to tu przyleciałam, żeby wracać. I mimo tych wszystkich emocji i wątpliwości nie żałuję swojej decyzji.
Cóż, tęsknota na emigracji była, jest i będzie i nie jest to nic nadzwyczajnego czy zadziwiającego. Trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Ale żeby zakończyć optymistycznym akcentem- jeśli jutro (mam na myśli niedzielę- ta różnica czasu jest potwornie niewygodna!) pogoda dopisze, pojedziemy do Downtown na targi świąteczne- coś podobnego, jak ma miejsce co roku w Berlinie. Będzie więc nowy temat na post i, mam nadzieję, trochę zdjęć :)

Paulina