• RSS
Wednesday, May 16, 2012 6:08:00 AM
Traktat sprzed 25 stuleci czyta się jak instrukcję doboru kandydatów do Gromu lub SAS.



„Mózg ma zawsze wyższość nad muskułami” - tradycyjna chińska mądrość wojskowa

Historia, a zarazem początki profesjonalnej kultury chińskich służb wywiadowczych sięgają co najmniej V wieku przed narodzeniem Chrystusa, kiedy Sun Tzu napisał traktat Sztuka Wojny. Ujął w nim własne doświadczenia, a można założyć, że również przemyślenia wcześniejszych wodzów, których dzieła nie zachowały się do obecnych czasów.

Sun Tzu podkreślał wagę wywiadu pisząc: „wiedza nie płynie od demonów, ani z własnego doświadczenia, które może się zdezaktualizować. Wiedzę uzyskuje się od ludzi, od szpiegów.” Wyróżniał przy tym 5 kategorii szpiegów.

- szpiedzy lokalni – czyli mieszkańcy podbijanego kraju i dlatego ludność tubylczą należy dobrze traktować, aby pozyskać spośród niej własnych agentów. Sun Tzu zalecał przy tym, żeby autochtonów nie zastraszać, ani nie szantażować. Werbunek winien zasadzać się na okazywaniu dobrej woli werbującego. Ta dobra wola zaś winna być wsparta szczodrym podarunkiem.

- szpiedzy wewnętrzni – czyli skaptowani oficerowie armii lub urzędnicy państwowi przeciwnika. Sun Tzu podał przykłady osób szczególnie podatnych na werbunek. Są to: ludzie usunięci ze stanowisk, pominięci w awansach, kryminaliści, którzy zbiegli przed karą, „konkubiny chciwe złota” oraz konformiści skłonni stanąć przy rydwanie silniejszego lub gotowi ubezpieczać się na wszelką ewentualność służąc obu stronom.

- szpiedzy przekabaceni – dzisiaj by powiedziano obróceni, czyli złapani szpiedzy przeciwnika skłonieni do pracy dla drugiej strony. Werbunek takich szpiegów winien być dyskretny i delikatnie prowadzony, tak żeby nie zrazić potencjalnego agenta.

Generalnie lepiej jest werbować trafnie dobranym prezentem niż nachalną ofertą gratyfikacji – zalecał Sun Tzu. Trzeba uważać, żeby agenta nie obrazić zbytnią natarczywością. Zwłaszcza, jeśli jest on funkcjonariuszem państwowym lub oficerem wysokiego szczebla. Korzyść ze zjednanego prezentem agenta jest dwojaka: z jednej strony zyskuje się informacje z wnętrza aparatu władzy, a z drugiej bezpośrednio do wnętrza tego aparatu wprowadza się dezinformacje, prowokuje dysharmonię między urzędnikami a władcą oraz niesnaski między funkcjonariuszami. Jak widać w Chinach pozyskiwanie agentury wpływu i prowadzenie działań dezinformacyjnych było zalecane już 2,5 tysiąca lat temu.

- szpiedzy z góry skazani - (zwani w innych tłumaczeniach traktatu Sun Tzu szpiegami potępionymi) byli wykorzystywani w celach dezinformacyjnych. Wobec takich szpiegów popełniano zaplanowane niedyskrecje ujawniając, niby przypadkowo, fałszywe informacje. Zakładano z góry, że wysłany na drugą stronę szpieg wpadnie w ręce przeciwnika i zdradzi na torturach wszystkie posiadane informacje, w tym również fałszywe. Szpieg zostanie wprawdzie zgładzony (stąd nazwa tej kategorii agentów), ale wydobyte z niego informacje będą miały wysoki stopień wiarygodności (uzyskano je drogą tortur), a zatem istnieje duże prawdopodobieństwo, że wprowadzą przeciwnika w błąd.

- szpiedzy zwykli – to raczej wywiadowcy lub zwiadowcy, bowiem Sun Tzu do grupy tej zaliczał żołnierzy własnej armii, których zadaniem było przynoszenie informacji z obozu przeciwnika. Zwiadowcy winni być obdarzeni ponad przeciętną inteligencją, ale mieć wygląd wioskowych kmiotków. Lepiej żeby byli obdarci, ale pod łachmanami winni kryć silną wolę, odwagę, sprawność fizyczną, wytrzymałość na głód, chłód, fizyczne katusze i moralne zniewagi. Ten fragment traktatu sprzed 25 stuleci czyta się jak instrukcję doboru kandydatów do Gromu lub SAS. Zwłaszcza, kiedy Sun Tzu pisze, że wywiadowca musi posiadać „umiejętność przetrwania” w każdych waunkach , a kto nie umie przetrwać ten się na zwiadowcę nie nadaje.

Tacy zwiadowcy – elita sił zbrojnych – muszą być traktowani specjalnie i mieć przywilej niczym nieograniczonego dostępu do naczelnego wodza, nawet w środku nocy do jego prywatnej sypialni, bowiem mogą nieść informacje decydujące o zwycięstwie.

Jak widać chińska filozofia wywiadu zapisana w Sztuce Wojny różni się znacznie od przyzwyczajeń i poglądów wielu wodzów i polityków europejskich i amerykańskich, dla których szpiegostwo było (i czasami nadal jest) zajęciem niehonorowym i niegodnym oficera, przeniesienie ze służby w linii do wywiadu stanowi degradacją, a pozyskiwanie agentów jest procederem budzącym odrazę.

Odmienna jest także chińska pragmatyka przekazywania zebranych informacji i kontaktów z agentem. Większość służb zachodnich, a przede wszystkim służby rosyjskie/sowieckie lubują się w raportach pisemnych, co znakomicie sumuje ukute w GRU porzekadło „im więcej papieru, tym czystszy tyłek”. Tymczasem Sun Tzu zalecał werbalne prowadzenie agentów „z ust do ust” oraz ustne raporty. W jego opinii raport pisemny pozbawiony jest spontaniczności rozmowy, może być podkolorowany, lub może pomijać drobne, ale jak się później okazuje istotne szczegóły. W trakcie raportu ustnego dowódca/prowadzący może zadać dodatkowe pytania, a także widzieć reakcje agenta, który nie ma czasu zastanawiać się i ewentualnie coś zmieniać.

W swoim traktacie Sun Tzu zwracał też uwagę na korzyści płynące z posiadania sprawnego kontrwywiadu, który jest koniecznym uzupełnieniem wywiadu. Zamiast surowo karać zdemaskowanych szpiegów przeciwnika, Sun Tzu zalecał „nęcić nagrodą i odprowadzać do wygodnej kwatery”, a potem przeciągnąć ich na swoją stronę i czynić szpiegami przekabaconymi. Współczesna terminologia proces ten określa obracaniem i pracą nad podwójnym agentem.

Pożytek z przekabaconego szpiega jest według Sun Tzu znaczny, bowiem może on wskazać „kto wśród lokalnych mieszkańców jest chciwy i który z urzędników jest podatny na korupcję”. Dzięki takim informacjom można pozyskać szpiegów z góry skazanych i prowadzić z ich użyciem działania dezinformacyjne.

O pożytkach płynących ze skutecznego kontrwywiadu i służby bezpieczeństwa wewnętrznego pisał również współczesny Sun Tzu filozof Mo Tzu, który zalecał kultywowanie systemu „donoszenia zwierzchnikom o rzeczach dobrych i złych”. Ten totalitarny w swym założeniu system opierał się na grupach rodzin odpowiedzialnych za zachowanie poszczególnych członków grupy i donoszących o ich słabościach i występkach, ale także o ich dobrych uczynkach i pozytywnych cechach, pod rygorem srogich kar i odpowiedzialności zbiorowej.

Opisany przez Mo Tzu system totalnej inwigilacji wprowadzony został w kilku królestwach chińskich i w założeniu miał wymuszać dobre zachowanie całych społeczności. Obowiązywał on m.in. w królestwie Chin, które w IV wieku przed narodzeniem Chrystusa było najpotężniejszą formacją państwową na ziemiach chińskich. System administracyjny królestwa Chin oparty był na grupach wsi, a w każdej wsi każde gospodarstwo domowe odpowiedzialne było za zachowanie się sąsiedniego gospodarstwa.

System Mo Tzu przetrwał aż do dynastii Han czyli do II wieku przed narodzeniem Chrystusa, kiedy wprowadzono hierarchiczny system urzędniczy, co dało również początek wertykalnie zorganizowanej tajnej służbie wywiadu wewnętrznego.

Równolegle z kształtowaniem się scentralizowanej, hierarchicznej władzy państwowej, na ziemiach chińskich powstawały tajne stowarzyszenia – organizacje, do których tworzenia Chińczycy mają szczególną predylekcję. Na różnych etapach historii Chin, stowarzyszenia te albo neutralizowały centralnie kierowane służby wywiadowcze, albo wzbogacały je o nowe koncepcje i nowy potencjał wywiadowczy. To wzajemne przenikanie się, ten dynamiczny konglomerat tajnych stowarzyszeń i scentralizowanych służb podległych władcy wytworzył unikalną chińską kulturę wywiadowczą.

Tajne stowarzyszenia powstały w celach samopomocowych. Dla obrony przed bandytyzmem lub nadużyciami lokalnych watażków, dla wspomagania się finansowego, jako coś w rodzaju sąsiedzkich kas ubezpieczeniowych na wypadek kataklizmów. Były skuteczne w działaniu, a przede wszystkim tajne, ukrywające swą działalność przed okiem postronnych, bez względu na to, czy reprezentowali władzę, czy poddanych. Tworzono je i tworzy się nadal na ziemiach chińskich i w chińskiej diasporze. Do dzisiaj tajne stowarzyszenia o charakterze finansowym działające w chińskiej diasporze są często skutecznym i ekonomicznym narzędziem finansowania zagranicznej działalności chińskich służb wywiadowczych. Zarówno podległych Pekinowi jak Taipei. Dla Chińczyków najważniejsze są bowiem Chiny, przy których różnice systemowe, ideologiczne lub polityczne schodzą na drugi plan. Cecha ta w połączeniu z rasową odmiennością i łatwością rozpoznawania Chińczyków w tłumie „białych”, „śniadych” lub „ciemnoskórych”, sprawiają, że służby chińskie od stuleci opierają swą działałność o diasporę. Przy czym powiązanie służb z tajnymi stowarzyszeniami kontrolującymi różne sfery życia społecznego, gospodarczego i finansowego tej diaspory powoduje, że na dobrą sprawę nie wiadomo, gdzie zaczyna się i gdzie kończy chińska działalność wywiadowcza.

Ojcem chińskiego wywiadu zagranicznego, lub raczej zewnętrznego, był działający w I wieku przed narodzeniem Chrystusa Pan Ch’ao - pierwszy przywódca prowadzący systematyczne rozpoznanie terenów leżących poza granicami ziem chińskich. Wyprawiał się daleko wgłąb Azji Środkowej, niemal do granic Europy, gdzie prowadził rozpoznanie, werbował agentów oraz negocjował i zawiązywał sojusze z wodzami lokalnych plemion. Stworzył pierwszą w dziejach Chin stałą agenturalną sieć wywiadowczą. W sumie spędził w Azji Środkowej prawie 30 lat i w większym lub mniejszym stopniu podporządkował Chińczykom około 50 lokalnych księstw. Jego najbliższym współpracownikiem – wedle dzisiejszego nazewnictwa analitykiem – była siostra Pan Chao, pierwsza w Chinach kobieta-historyk. Zapisywała ona relacje brata po powrocie z każdej wyprawy, sumowała zebrane wiadomości oraz doradzała (dzisiaj by się powiedziało zadaniowała), kiedy planował kolejną ekspedycję. Ich wspólnym dziełem było 10 tomów kronik Han Shu.

W negocjacjach Pan Ch’ao kierował się łagodnością, łaskawością i rozdawaniem prezentów, a jego strategia polegała na „odpychaniu barbarzyńców” jak najdalej od granic Chin. Zorganizowana przez niego sieć wywiadu nie była obliczona na agresję zewnętrzną i rozszerzanie imperium, lecz na utrzymanie w pokoju i spokoju pogranicza ziem chińskich. Chińczycy uważali swe ziemie za Państwo Środka i dla Chińczyków liczyły się, przede wszystkim sprawy wewnętrzne. Doktryna „odpychania” odpowiadała ogólnemu pojmowaniu świata przez Chińczyków i wszystko co mogło zakłócić ustalony chiński porządek należało trzymać z dala. Dlatego też sformułowana przez rodzeństwo Pan koncepcja „odpychania” stała się kanonem chińskiej doktryny polityczno-militarnej na następne tysiąc lat.

Doktryna i organizacja chińskiego systemu bezpieczeństwa wewnętrznego została zreformowana w połowie VII wieku przez cesarzową Wu. Wprowadzoną przez nią doktrynę można określić jako oświecony zamordyzm. Jeśli chodzi o organizację, to cesarzowa podporządkowała istniejące policje lokalne utworzonej przez siebie osobistej tajnej służbie, którą obdarzyła pełnią władzy. Wu była pierwszym władcą bezpośrednio kontrolującym scentralizowaną tajną policję obejmującą swym zasięgiem całość państwa. Proces centralizacji trwał kilkanaście lat, ale w rezultacie siatki donosicieli tajnej służby obejmowały nawet środowisko konkubin najwyższych urzędników cesarstwa. Zadaniem tajnej policji była identyfikacja i inwigilacja wszelkich rywali cesarzowej Wu i przedstawianie jej stosownych raportów. Służba była skuteczna i wkrótce wrogowie i rywale cesarzowej zostali wyeliminowani drogą publicznych egzekucji, skrytobójczych mordów i zsyłki na banicję. Cesarzowa eliminowała przeciwników nie wedle jakiegoś widzimisię, ale po chłodnej kalkulacji, biorąc przed każdą egzekucją pod uwagę spodziewaną reakcję opinii publicznej. Wu miała talent do PR. Rozkazała ustawić przed pałacem cesarskim wazę z bronzu, do której każdy poddany mógł wrzucić skargę, list, petycję lub donos. Waza szybko stała się dla cesarzowej źródłem wielu użytecznych informacji oraz narzędziem sondażu nastrojów społecznych. Dzięki niej wielu niekompetentnych urzędników zostało zdymisjonowanych, korupcja została w dużej mierze ograniczona, a liczne niesprawiedliwości zostały naprawione. Po latach stała się tak skuteczna, że cesarzowa mogła mocno okroić swoją tajną policję.

Kolejną modernizację wywiadu wewnętrznego przeprowadził na początku X wieku kanclerz skarbu Wang An-szih. Koncepcja reformy podobna była do przemyśleń Mo Tzu – „donoszenia o wszystkich rzeczach dobrych i złych”. W kraju panowało bezprawie, a na prowicji szalał bandytyzm i Wang chciał nie tylko wiedzieć o tym, co się złego w państwie dzieje, ale również, co i gdzie dzieje się dobrego, żeby wykorzystać pozytywne rozwiązania i awansować działających skutecznie, a nie skorumpowanych ludzi. Od jego czasów idea raportowania o rzeczach dobrych obecna jest w każdym chińskim systemie nie tylko wywiadu wewnętrznego, ale również zagranicznego. Różni to chińskie służby od większości światowych służb bezpieczeństwa i organizacji wywiadowczych, które koncentrują się na zagrożeniach i informacjach negatywnych.

Podboje Dżingis Chana pozostawiły trwały ślad w filozofii chińskich służb. Wódz Mongołów opanował część ziem północnych przede wszystkim dzięki sprawniejszej służbie wywiadowczej. Dżingis Chan dbał o wywiad zagraniczny, natomiast władców chińskich nie interesowało to, co dzieje się poza granicami kraju. Kiedy się zorientowali, czym grozi Dżyngis Chan, było już za późno. Uciekli się jednak do klasycznej formy agentury wpływu. Podsunęli mongolskiemu władcy chińskiego myśliciela Yao Sziha na wychowawcę wnuka Kublai Chana. Z biegiem czasu Yao towarzyszył Kublai Chanowi w walkach i służył radą podczas mongolskiego podboju kolejnych ziem chińskich, co sprawiło, że był on powolony i powodował stosunkowo niewielkie straty w ludziach. Kublai Chan, który był pierwszym obcokrajowcem panującym nad Chińczykami, zachował przy tym większość chińskich praw i zwyczajów, co pozwoliło na przetrwanie chińskiej administracji i struktur państwowych. W konsekwencji wkrótce po jego śmierci, Chińczycy zbuntowali się i wygnali mongolskich barbarzyńców. Był to początek dynastii Ming i całkowitego odwrócenia się Chin od reszty świata. Porty morskie, które Kublai Chan otworzył dla rozszerzenia handlu zostały zamknięte, ograniczono drastycznie imigrację i przyjazdy obcokrajowców, zlikwidowano wywiad zagraniczny i zerwano kontakty kulturowe ze światem. Chiny zatrzasnęły się do tego stopnia, że w XIV wieku spalono, jako niewiarygodne, przesadzone i wydumane relacje z zamorskich rejsów spisane przez dowódcę chińskiej floty pierwszego eunucha wewnętrznego dworu Czeng-ho.

Upadek wywiadu zagranicznego utorował w XVII wieku drogę podbojowi Manczu, którzy w 1644 roku zajęli stolicę cesarstwa Pekin, przejęli władzę i założyli dynastię Ch’ing (według innej pisowni Qing). W porównaniu do Chińczyków, Manczu byli barbarzyńcami, półanalfabetami nie mającymi pojęcia o administrowaniu państwem, ale dysponowali siłą militarną. Musieli jednak korzystać z pomocu urzędników chińskich i z biegiem czasu „schińszczyli się” do tego stopnia, że przejęli nawet język i chiński izolacjonizm.

Manczu nie powstrzymali uwiądu wywiadu zagranicznego, chociaż zwrócili się nawet o pomoc do belgijskiego misjonarza, jezuity, Ferdinanda Verbiesta. Ten uczony, wynalazca i astronom zaskarbił sobie łaski cesarza K’ang-hsi budując zmyślne zegary wodne. Cieszył się też respektem mieszkańców Pekinu, gdzie jeździł ponoć pojazdem o parowym napędzie. Verbiest otrzymał od cesarza zlecenie rozpoznania artylerii różnych krajów w celu znalezienia lekkiego i łatwego w transporcie działa przydatnego do zdławienia buntów w południowych Chinach. Zadanie to wykonał, dzięki czemu, awansował na szefa cesarskiego wywiadu zagranicznego i w drugiej połowie XVII zbudował pierwszą skuteczną chińską sieć wywiadowczą w Rosji.

Przez prawie cały wiek XVIII w Chinach panował cesarz Chien Lung, który na wielkiego kanclerza i szefa cesarskiej służby wywiadowczej powołał młodego gwardzistę pałacowego Ho Szena, twierdząc, że jest on reinkarnacją jego ukochanej, tragficznie zmarłej konkubiny. Niektórzy historycy sugerują jednak, że cesarza i Ho Szena łączył związek homoseksualny. Jakby nie było, gwardzista awansował błyskawicznie, a jako szef wywiadu otrzymał 4 zadania:

- informować cesarza o każdym zarzewiu buntu wśród mniejszości etnicznych,

- objąć nadzorem i kontrolą zachodnich kupców, którzy coraz liczniej docierali do Chin, gdyż w Europie zapanowała moda na „chińszczyznę”,

- ograniczyć działalność misjonarzy,

- zdławić intrygi dworskich eunuchów, którzy tak urośli w siłę, że tworzyli prywatne sieci wywiadowcze.

Szef służby wywiadowczej Ho Szen musiał być skuteczny, bowiem w raportach dyplomatów i misjonarzy europejskich jest przedstawiany negatywnie i krytykowany za to, że bierze sute łapówki, ale dostarcza w zamian miałkie informacje. Płacono mu jednak chętnie, gdyż Ho Szen i jego podwładni umiejętnie wprowadzali Europejczyków w świat orientalnych rozkoszy i luksusów. Oszałamiające wrażenia europejskich dyplomatów i podróżników przekładały się na zainteresowanie chińskimi produktami i wkrótce eksport do Europy herbaty, porcelany, jedwabiu, wyrobów z laki oraz innych luksusowych dóbr przynosił skarbowi tak wielkie dochody, że wielki kanclerz Ho Szen, siedząc na swoim drugim stołku, zniósł podatki w całym kraju. Wielki kanclerz dorabiał sobie przy tym na boku, bowiem zarządził, że każdy kontrakt eksportowy musi być negocjowany z jego udziałem i pod jego nadzorem. Podobnie każdy awans w administracji państwowej i w wojsku musiał mieć jego aprobatę. Oczywiście nie za darmo. A ponieważ pieniądze winny pracować, Ho Szen posiadał 42 banki oraz co dziesiąty lombard w Pekinie. Obok dochodów dawało to wielkiemu kanclerzowi wgląd w transakcje finansowe Chińczyków i obcokrajowców, co wykorzystywał jako szef służby wywiadowczej. Praktycznie od jego czasów chińskie służby starają się, jeśli nie kontrolować, to przynajmniej mieć wgląd, w transakcje finansowe. Zarówno bankowe jak i prowadzone w szarej strefie lombardów, cichych pożyczkodawców, windykatorów, domów zastawnych, itp.

Ho Szen przeżył cesarza Cheng Lunga, ale nie docenił młodego następcy, który natychmiast po objęciu władzy kazał aresztować szefa wywiadu i wielkiego kanclerza. Torturowany wyznał, gdzie ukrył zgromadzone bogactwa w złocie, srebrze i kosztownościach, które po skonfiskowaniu oszacowano na równe dziesięcioletnim dochodom całego cesarstwa. Ho Szen cieszył się jednak takim respektem, że w drodze łaski młody cesarz zezwolił mu na samodzielne wykonanie na sobie wyroku śmierci przez powieszenie się na jedwabnym, a nie konopnym, stryczku.

Odejście Cheng Lunga i Ho Szena spowodowało szybki rozpad struktur bezpieczeństwa i administracji. Dezintegrację państwa przyspieszył archaiczny system łączności wewnętrznej. W cesarstwie funkcjonowało wprawdzie około 15 tysięcy stacji pocztowych, ale komunikację między nimi utrzymywali piesi kurierzy, co sprawiało, że przesyłki pocztowe z odległych prowincji trafiały do Pekinu po upływie 2 miesięcy. W konsekwencji w pierwszej połowie XIX wieku Chiny nie potrafiły już obronić się przed presją mocarstw europejskich. Zwłaszcza przed agresywnym imperializmem brytyjskim. Przy pełnym wsparciu politycznym i militarnym Londynu, dyrektorzy osławionej Kompanii Indii Wschodnich zredukowali deficyt w wymianie handlowej z Chinami, wprowadzając do cesarstwa nieznane tam dotychczas, a produkowane w Indiach, opium. Eksport narkotyków przynosił Wielkiej Brytanii krocie i doszło do tego, że dochody Londynu z Perły w Koronie, którą były Indie, zależały od uprawy maku i wywozu opium do Chin. Nie pomogły cesarskie edykty zakazujące importu narkotyku. Pewne ograniczenie wymusił dopiero działający od wiosny 1839 roku w Kantonie specjalny komisarz cesarski Lin Tse-hsu. Lin zatrudnił tłumaczy i sprowadzał skąd się dało zachodnie gazety, książki i publikacje szukając w nich informacji związanych z opium. Było to pierwsze zastosowanie białego wywiadu, który stał się odtąd na trwałe charakterystycznym elementem pracy chińskich służb wywiadowczych. W opinii Chińczyków biały wywiad daje podstawową wiedzę pozwalającą szybko i sprawnie wykryć błędy w pracy agentury, a także dezinformację przeciwnika. Ponadto, jest tańszym środkiem zbierania wiadomości niż praca agenta narażonego na zdemaskowanie i ujęcie.

Lin Tse-hsu był informacyjnie skuteczny, ale cesarstwo okazało się zbyt słabe, kiedy zaniepokojeni jego działalnością Brytyjczycy odwołali się do siły militarnej w pierwszej wojnie opiumowej, w wyniku której Chiny musiały oddać w 1842 roku Hongkong, prawa do enklaw w 5 portach, a także udzielić poddanym brytyjskiej Korony immunitetu i praw eksterytorialnych. Porażka i poniżający traktat z Nanking sprawiły, że Lin Tse-hsu, człowiek, który oparł działalność wywiadowczą na akademickich metodach badawczych, został odwołany, a Chiny praktycznie przestały mieć tajną służbę wywiadowczą.

Rewolucyjny klimat towarzyszący upadkowi dynastii Manczu (Qing) na początku XX wieku oraz powstaniu republiki Sun Jat-sena obfitował w spiski, bunty i rebelie, które prowadziły do radykalizacji życia politycznego i rozkwitu tajnych stowarzyszeń. W tym klimacie tworzyły się nowoczesne służby wywiadowcze Chin, których „ojcami chrzestnymi” byli trzej przedstawiciele narodu wybranego, Trebitsch Lincoln, Michaił Gruzenberg (Michaił Borodin) i Mosze Cohen z Radzanowa oraz zruszczony Niemiec Wasilij Blücher. Organizowane lub szkolone przez nich służby należały do różnych ugrupowań i walczyły ze sobą o władzę, podobnie jak służby obcych mocarstw, które pragnęły poszerzyć swe wpływy w słabych i rozdartych wewnętrznie Chinach.

Wpływ Mosze Cohena, niesłychanie barwnej postaci, awanturnika o przydomku, „Dwa Pistolety”, bo tyle nosił stale przy sobie, był na tyle trwały, że po powstaniu Izraela służby chińskie i izraelskie współpracowały wielokrotnie ze sobą w różnych stronach świata. Swego rodzaju ewenementem był fakt, że Cohen nigdy nie zdradził Chińczyków, ani interesów Chin i dlatego cieszył się respektem tajnych służb zarówno komunistycznych jak i Kuomintangu.

Służby Kuomintangu wyrosły z różnych tajnych grup, które Sun Jat-sen i jego zwolennicy zorganizowali w Chinach, USA, Japonii i Europie. Początek służb komunistycznych dał zjazd 12 delegatów z różnych prowincji obradujący we francuskiej enklawie w Szanghaju w lipcu 1921 roku. Pod koniec czwartego dnia gorącej dyskusji do mieszkania, w którym debatowali delegaci zapukał nieznany człowiek, który wycofał się tłumacząc, że pomylił drzwi. Delegaci natychmiast uciekli i słusznie, gdyż po kilkunastu minutach do mieszkania wkroczyła policja. Ewidentnie ktoś zdradził. Luo Yinong, młody student z tej samej, co Mao Tse-tung prowincji Hunan przeprowadził dochodzenie i ustalił, że policyjny „ogon” doprowadzili dwaj francuscy działacze młodzieżówki Kominternu, którzy przywieźli do Szanghaju pieniądze dla chińskich towarzyszy.

Służby Komunistycznej Partii Chin i trwającego na Tajwanie narodowego Kuomintangu współpracowały ze sobą, walczyły, przenikały się wzajemnie, szkoliły u Rosjan, Amerykanów, Brytyjczyków, a nawet Japończyków i konflikt ten trwa do dzisiaj, ale obie strony kierują się zasadami ukształtowanymi przez stulecia.

Sun Tzu zalecał przy werbunku łagodność i dobrą wolę, komunistyczny przywódca Deng Xiaoping nakazywał w 1989 roku „opanować sztukę i sposób okazywania uległości”, żeby „ukrywać nasze prawdziwe możliwości”.

Niezmienne jest totalne podejście do zbierania informacji. Dla chińskich służb nie ma informacji bezwartościowych. Funkcjonariusze tych służb usiłują skojarzyć maksymalną liczbę informacji pochodzących z różnych źródeł. Totalny biały wywiad obejmuje wszelkie dziedziny, a przede wszystkim sfery gospodarcze, naukowe i technologiczne. Nazywa się to „wykorzystywaniem tego, co cudzoziemskie do służby Chinom”.

Swoisty chino-centryzm (który niegdyś doprowadził do odwrócenia się od świata) oraz stawianie interesu narodowego pod interesem politycznym, sprawiają, że każdy Chińczyk czuje się poza granicami kraju tajnym współpracownikiem chińskiej służby wywiadowczej, a wewnątrz kraju współpracownikiem kontrwywiadu w stosunku do obcokrajowców. Prowadzi to do istnienie unikalnej masowej agentury chińskiej, co znakomicie koresponduje z totalnym charakterem zbierania informacji. Współcześnie przekłada się to na totalny charakter chińskiej penetracji cyberprzestrzeni. Chińskie służby pracują nad wszelkimi opcjami kontrolowanego Internetu, wszelkimi szyframi i sposobami przekazywania informacji. Nad wszystkimi metodami blokowania informacji i zdobywania informacji.

W tradycji zakorzenione są również wady służb, a przede wszystkimj brak przedsiębiorczości cechującej służby zachodnie. Jest to pozostałość po scentralizowanej i shierarchizowanej strukturze państwowej cesarstwa Chin, na co nałożyła się przeniesiona z NKWD tradycja stalinowska.

Tą istotną wadę równoważą nakłady na służby specjalne. Tak jak w przeszłości, władcy Chin nie zważają na koszty utrzymania sprawnych służb, widząc w nich nie tylko jeden z najpotężniejszych filarów ich rządów, ale również narzędzie w realizowaniu dalekosiężnych planów budowania potęgi Chin. Na początku obecnego stulecia chińskie służby stały się największymi i najliczniejszymi na świecie. Nie są jeszcze najnowocześniejsze technologicznie, ale zmniejszają dystans z każdym rokiem.

Pamiętajmy, że w 2049 roku, w setną rocznicę powstania Chińskiej Republiki Ludowej, chińska flaga ma być zatknięta na Marsie.

Dr Rafał Brzeski
Zrodlo: http://www.eioba.pl/a/3nd6/historia-i-kultura-chinskich-sluzb