Monday, November 26, 2012 9:27:00 AM
Nowy Dziennik

Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałam, powiedziałam, że będę w Warszawie na jesieni i że chciałabym napisać parę słów o nim, o naszych dziecięcych latach. Powiedział wówczas tylko tyle: "Nie wiem, czy dasz radę". Nie zrozumiałam, o co mu chodzi, bo nie wiedziałam nic o jego chorobie. A dziś już wiem, że się spóźniłam. Przemek GINTROWSKI odszedł.


Przemek podczas koncertów sprawiał, że nikt nie był obojętny wobec tego, o czym śpiewał. Foto: Archiwum


Tak wygląda Przemkowe, czyli nasze wspólne, podwórko przy Racławickiej w Warszawie dziś... Foto: Marzena Kostrzewa-Stafiej

...Odszedł nieść radość lepszej publiczności,
a nam pozostanie pamięć i wdzięczność,
że mieliśmy zaszczyt zagubić się w Jego twórczości

Nasz szkolny kolega i sąsiad z Racławickiej, a zarazem legendarny piosenkarz, bard Solidarności, muzyk i kompozytor Przemek Gintrowski nie żyje. Odszedł po długiej, ciężkiej chorobie. Miał prawie 61 lat.

 

NASZE WSPÓLNE WIECZORY Z GITARĄ NA PODWÓRKU

Przemek był otoczony wianuszkiem starszych i młodszych od niego, zakochanych w nim dziewcząt, a także kolegów, którzy z nim grali "w nogę". Przesiadywaliśmy wieczorami na podwórku na ławkach i śpiewaliśmy piosenki harcerskie, pieśni legionowe, szanty, ale najbardziej lubiliśmy pieśni Bułata Okudżawy i Wysockiego.

Miał pięknego psa, collie. Z nim zawsze wychodził na spacery i wszyscy mu zazdrościliśmy tego zwierzaka. Był to czas popularnego filmu "Lessie wróć". Ta psinka była też bardzo towarzyska, przesiadywała z nami podczas muzycznych wieczorów na podwórku. Z drugim, owczarkiem nizinnym, śmiesznym kudłaczem spacerowała zawsze jego babcia. O dziwo, nasi rodzice nawet nie za bardzo nas gonili, choć czyniliśmy niezły harmider pod oknami. A najfajniej było po zakończeniu roku szkolnego. Wtedy to już nikt z nas nie potrafił usiedzieć w domu. Przemek, jego gitara, jego śpiew i my – cała podwórkowa banda. A kiedy wyprowadził się parę ulic dalej, często do nas wpadał.

Przemek Gintrowski już nam nie zaśpiewa. Ale takim go zapamiętamy... Foto: Archiwum
Przemek Gintrowski urodził się 21 grudnia 1951 roku w Stargardzie Szczecińskim. Jako harcerz I Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, zwanej "Czarną Jedynką" – która była w "Rejtaniaku", czyli w naszym Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana na Mokotowie przy Wiktorskiej – był tam jednym z wielu, którzy chętnie grali i śpiewali także piosenki antyreżimowe. On zresztą zawsze, odkąd pamiętam, był zdecydowanie przeciwko ustrojowi wówczas panującemu. Był współorganizatorem Harcerskiej Rozgłośni Muzycznej w "Reytanie". Rozgłośnia ta rozpoczęła nadawanie swojego programu 25 maja 1966 roku. Rok później nawiązała współpracę z Polskim Radiem.


MIĘDZY MUZYKĄ A NIEBEM

W 1968 r. Przemek utworzył zespół muzyczny Między Niebem a Ziemią, którego został liderem. Zespół ten grał kompozycje rockowe The Doors, Rolling Stones, Animals, Procol Harum, a później jego członkowie tworzyli własne kompozycje do wierszy Asnyka, Tuwima, Leśmiana, Gałczyńskiego. Zespół istniał do 1971 roku.
Oficjalny indywidualny debiut. Gintrowski, wykonawca piosenki "Epitafium dla Sergiusza Jesienina", został laureatem tego przeglądu. A tak naprawdę Przemek miał już na swoim koncie wiele koncertów. Był bardzo znany i wręcz trudno było mu znaleźć wolny termin w kalendarzu. Był m.in. częstym gościem Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie.

Wcześniej, bo już w latach 1974 i 1975, Przemek występował gościnnie miedzy innymi na mojej uczelni, Akademii Pedagogiki Specjalnej, podczas Dni Kultury Studenckiej. Poszłam do Przemka i tak mu marudziłam, że to fajne spotkanie i czy mógłbyś wystąpić? Będą koledzy z Dziekanki, bas Wiesio Bednarek, tenor Andrzej Bator, ale my potrzebujemy czegoś bardziej dla studenckiej duszy... Przemek się zgodził. To był wspaniały wieczór. A ja byłam dumna, że mój sąsiad jest super...

Przemek miał też wiele koncertów na Uniwersytecie Warszawskim, na imprezach w klubie studenckim Boom na MEL-u Politechniki Warszawskiej, której był absolwentem. Tam właśnie odbywały się koncerty wśród przyjaciół - wydziałowych kolegów, jak Arek Bęcek (późniejszy szef klubu Stodoła), Witek Molicki czy Kamil Kuc. Przemek Gintrowski zawsze miał marzenie, aby zostać nie tylko inżynierem, ale też i lotnikiem, dlatego wybrał się na Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Zanim zdobył tytułu inżyniera w 1973 roku, zaczął od praktycznych "popisów". Może to przypadek, a może nie. Ewę bardzo lubił i zawsze darzył serdecznym uczuciem. Z okien Ewy, naszej koleżanki, której ojciec pracował na Okęciu, obserwowaliśmy, jak Przemek "startował" i skakał na główkę z dachu garaży przy Tenisowej. Na szczęście lądowanie miał zawsze miękkie. Może to był popis odwagi naszego uroczego kolegi?
Po skończeniu MEL-u rozpoczął studia – kierunek fizyka – na Uniwersytecie Warszawskim. A w swej bogatej karierze miał nawet akcent pedagogiczny – przez półtora roku był nauczycielem w dwóch warszawskich liceach. Pamiętają go do dziś byli uczniowie, jako palacza carmenów, nawet na lekcjach.

PAMIĘTNY ROK 1979

Właśnie w tym roku Przemek, wraz z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim, stworzył słynne trio. A piosenka "Mury", którą wykonywali, stała się nieformalnym hymnem rodzącej się Solidarności. Uczelniane imprezy z nimi były wyjątkowe. Wszyscy uczestnicy koncertu byli jak zaczarowani. To Przemek, Jacek i Zbyszek zrobili wtedy "rewolucję" w naszych sercach. Kolejne programy, jakie stworzyli w tym składzie, to "Raj" i "Muzeum". Na XIX Krajowym Festiwalu Piosenki w Opolu otrzymali wraz z Jackiem Kaczmarskim II nagrodę za "Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego" autorstwa Kaczmarskiego. "Epitafium" zdobyło potem kolejną nagrodę na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej.

Jako bardowie polskiej antykomunistycznej opozycji wyjechali na zaproszenie francuskiej centrali związkowej CGT. Przemek i Zbyszek wrócili do kraju, aby zmienić terminy koncertów krajowych. Do Francji już nie pojechali, władza zabrała im paszporty, a zaraz potem nastał 13 grudnia 1981 roku. Jacek Kaczmarski został na emigracji.
W latach 80. Gintrowski stworzył muzykę filmową do ponad dwudziestu filmów fabularnych, m.in. do "Człowieka z żelaza" Andrzeja Wajdy oraz wielu seriali. A w latach 90. również do ostatniego serialu Stanisława Barei "Zmiennicy" czy "Matki królów" Janusza Zaorskiego. Skomponował m.in. cudowną "Kołysankę" do filmu "Tato" w reżyserii Macieja Ślesickiego.

PRZEMEK ZAWSZE ANGAŻOWAŁ SIĘ W DZIAŁALNOŚĆ OPOZYCYJNĄ

Był aktywny w tzw. drugim obiegu kulturalnym. Koncertował w prywatnych domach, a także w salach Muzeum Archidiecezji w Warszawie. W 1981 roku on i Jacek Szymański nagrali album "Raport z oblężonego miasta", w którym znalazły się piosenki do tekstów między innymi Zbigniewa Herberta i Tomasza Jastruna.

Ciągle aktywny i twórczy Przemek wspominał też czas, kiedy powstawał program "Pamiątki" – był to rok 1982. "Wykonywałem go głównie w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Tak samo jak koncerty, sama rejestracja tego recitalu skażona była duchem czasu – nagrywałem go w różnych studiach państwowych, przy okazji innych realizacji, choć treści śpiewanych utworów nie były zgodne z koncepcją historii ówczesnego państwa. 'Pamiątki' zaś mówią właśnie o historii. Można ją w tych piosenkach odczytywać dosłownie, przypisując do konkretnych lat i wydarzeń. Jeśli jednak jest prawdą, że historia zwykła się powtarzać, program stanie się własnością okresu, ironicznie dziś określanego, martyrologicznym" – podkreślał.
Interpretacje tekstów "księcia poetów", czyli Zbigniewa Herberta, w wykonaniu Gintrowskiego, były wielce wysublimowane. W latach 80., wraz z Jerzym Czechem, przygotował program "Kamienie" opowiadający o losach postaci historycznych. Gdy z emigracji wrócił Jacek Kaczmarski, nagrali w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku program "Mury w Muzeum Raju" – był to wybór najaktualniejszych piosenek sprzed lat. W roku 1993 powstał autorski program "Wojna postu z karnawałem". Po koncertach i wspólnym tournee grupa ponownie rozpadła się. Jacek Kaczmarski powrócił do Australii, a Przemek wrócił do komponowania muzyki filmowej.

W 2000 roku wydał płytę "Odpowiedź". Znalazło się na niej 16 piosenek tylko do wierszy Zbigniewa Herberta. W 2009 r. ukazał się kolejny zbiór "Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki", w którym Przemysław Gintrowski grał przy akompaniamencie orkiestry symfonicznej. Na płycie znalazły się znane i cenione utwory z dotychczasowej jego twórczości oraz premierowe "Zapałki" i kilka nieco zapomnianych piosenek. Album zamyka "I’m Your Man", który miał być zapowiedzią następnego projektu. W ramach obchodów Roku Herberta wydał płytę "Tren" zawierającą nowe utwory z tekstami poety.

SERCE DLA JACKA...

Kiedy Jacek Kaczmarski dowiedział się o swojej strasznej chorobie – raku mięśnia, na którym z jednej strony wspiera się przełyk, a z drugiej krtań – Przemek bez wahania wziął udział w koncertach charytatywnych na rzecz przyjaciela. Jacek miał cały czas nadzieję na odzyskanie głosu i powrót do ukochanej pracy artystycznej. Stosował nowatorskie leczenie – jak się okazuje później – nieskuteczne... Zmarł 10 kwietnia 2004 roku.
Przemysław Gintrowski związał się z Warszawską Szkołą Filmową, w której był wykładowcą muzyki filmowej. 31 sierpnia 2006 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Gintrowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

TAKIEGO GO ZAPAMIĘTAMY?

Jego zachrypnięty głos, który tak nam się podobał. Buntowniczego, walczącego z ówczesną władzą. Tego, który w latach naszej szkolnej i studenckiej młodości odważnie mówił o skrywanej historii. Jego myśl była czytelna: miłość do ojczyzny jest obowiązkiem każdego!
Tak go wspominają młodzi, gniewni z tamtych lat:
"Do dziś brzmi mi w uszach 'Obława' grana na '75' – (1980) Reytana.
"Koncert Jacka i Przemka, Uniwersytet Wrocławski, strajk studentów 1981 – plac Nankiera, dziedziniec Instytutu Filologii. Siedzieliśmy na parapetach na pierwszym piętrze, nigdy tego nie zapomnę".
"Główny studencki strajk był w Łodzi, ale w Warszawie Kaczmarski, razem z Gintrowskim, nagle bez zapowiedzi zjawili się dobrze po północy w Pałacu Kazimierzowskim na uniwerku i zaśpiewali razem kilka piosenek, dając nam wszystkim niesamowite przeżycie. Była tam między innymi 'Obława' i 'Mury', to było wtedy coś wielkiego, coś czego się nie zapomina...".
"Stan wojenny, Łapiński mówi do Przemka: na Boga, nie śpiewaj tego, bo cię zamkną! A on zaśpiewał 'Modlitwa o wschodzie słońca' i wszyscy płakaliśmy:
Każdy Twój krok przyjmę twardy.
Przed mocą twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy.
Od nienawiści strzeż mnie Boże.

Rok 1984, Studencki Festiwal Piosenki – koncert w Rotundzie w Krakowie – "Raport z oblężonego miasta". W tamtych czasach, w takiej atmosferze, zrobił na wszystkich niesamowite wrażenie. Przemek był już wtedy legendą.
W Krakowie na Montelupich w 1988 r. śpiewaliśmy piosenki Przemka i Jacka, gdy zwinęli nas z demonstracji. Pomagały uciszyć strach i dawały nadzieję. Dziękuję i nie zapomnę!

Był bojownikiem "słusznej sprawy", zawsze jednak szanował ludzi o innych poglądach, nierzadko innej wierze. Zostawił nam coś ważnego, co do dziś nosimy w sercach. Ocalił tak wiele myśli, które – gdyby nie on – przepadłyby bezpowrotnie.
Kiedy poinformowano o jego śmierci, natychmiast przyszły e-maile z Paryża od Renaty, od Jurka z Teksasu, od Ryśka z Hamburga i Marka z Kalifornii. Dziś rozmawiałam z Ewą, tą sympatyczną, i poczułyśmy się znowu jak wspólna podwórkowa rodzina z Racławickiej. Ale już bez Przemka. On jest teraz z Jackiem i pewnie tworzą piosenkę pod nieco innym tytułem: "Co się stało z naszą podwórkową bracią...".
Leć, Przemku, leć w przestworza poezji i wolności słowa...

Marzena Kostrzewa-Stafiej