• RSS
Friday, January 13, 2012 5:49:00 AM
Kenię zamieszkuje 41.6 miliona ludzi, a jej powierzchnia to 583,000 km kw (22. państwo w Afryce)
Ośmioosobowa grupa Polaków wyruszy niedługo do Subukia w Kenii, gdzie w 1984 odnotowano objawienia Matki Boskiej. Pielgrzymi spędzą w Nairobi i okolicy tydzień, a oprócz Sanktuarium odwiedzą także kilka placówek prowadzonych przez polskich franciszkanów. Do każdego z nich zaniosą dobre słowo, dary i finansową pomoc, która jest w dalszym ciągu gromadzona przez naszych rodaków w New Jersey, Connecticut i w Polsce.


Śladami Trzech Króli

Chociaż jest ich ośmioro wzorują się na Trzech Królach, bo podobnie jak bibiliini Mędrcy podejmują wysiłek i wyzwanie. Monarchom drogę wskazywała Gwiazda Betlejemska, a im jeszcze jaśniejsze światło Chrystusowej Miłości. Większość z nich to kobiety, dla których wyjazd na misję będzie spełnieniem marzeń. „Już niedługo moje pragnienie stanie się faktem, co świadczy o tym, że powinniśmy się starać jak najmocniej, aby realizować nasze marzenia.”
- mówi jedna z uczestniczek wyprawy Bożena z Bridgeport – „Nie powinniśmy się zamykać, tylko szukać doświadczeń, które mogłyby nas duchowo ubogacić. Jednym z nich jest z pewnością dzielenie się tym co mamy z innymi, które otwiera przed nam inny, nie dający się wpisać w żadne normalne kategorie, obraz życia."

O wyprawie misyjnej od dawna marzyła też Zosia ze Stratford w Connecticut. Już kiedyś była o krok od wyjazdu do Ameryki Południowej, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Perspektywa pielgrzymki do Afryki bardzo ją ucieszyła. "Mam trochę mieszane odczucia, bo to przecież zupełnie inna, nieznana nam kultura i rzeczywistość. Ale nie jedziemy tam po to, aby tych ludzi oglądać tylko zawieźć im miłość i nadzieję oraz podzielić się z nim tym co mamy."

Oprócz Bożeny do Kenii pojadą jeszcze dwie inne osoby z Bridgeport: Irena i Ula. Dla tej drugiej historia zatoczy koło, bo kiedyś podczas niedzieli misyjnej podarowała misjonarzowi z Afryki* zegarek, który kilka dni po powrocie duchownego na misję został skradziony na jednej z ulic w Nairobi. Oprócz nich w skład starannie dobranej ekipy wchodzi jeszcze kilka związanych z kościołem osób, które w swoich środowiskach od lat czynią dobro i bardzo aktywnie działają. Jest wśród nich lekarz medycyny, są członkowie świeckiego zakonu św. Franciszka, jest przedstawiciel Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w USA. Skład uzupełnia rodzynek z Polski – katechetka ze szkoły specjalnej w Gdyni.

Powrót do Afryki

Przy ojcu Michale nawet Adamek to ułomek
Nad wszystkim czuwać będzie pomysłodawca przedsięwzięcia franciszkanin ojciec Michał Socha. Ten niespełna 42-letni kapłan o budzącej szczery podziw posturze pochodzi z Wągrowca, ale od 2008 swoją posługę kapłańską wypełnia w USA. Najpierw przebywał w kościele Św. Jana Kanty w Clifton, obecnie wspomaga proboszcza u Św. Michała Archanioła w Bridgeport, Connecticut. Właśnie z tych dwóch polskich parafii pochodzi większość osób, które wezmą udział w wyprawie.

"Ojciec Michał to taki naprawdę dobry duch." - opisuje zakonnika Jagoda z Clifton - "To on zapalił nas do pomocy misjonarzom. W 2009 z jego inicjatywy wysłaliśmy na Wielkanoc paczki do Tanzanii i Kenii. Znajdowały się tam różańce i dewocjonalia, suchy prowiant, budynie, przyprawy. Małe rzeczy, ale cieszą, bo bieda jest tam niesamowita. Największą jednak radość wywołała... polska kiełbasa, którą jak się okazało można - oczywiście po hermetycznym spakowaniu - wysłać nawet na koniec świata. Bracia cieszyli się więc z kiełbasy, a my - dzięki ojcu Michałowi - odkryliśmy radość z dawania siebie innym."

Ojciec Michał i afrykańskie sieroty
foto: misje.gdansk.franciszkanie.pl/adopcja2.html
Dla franciszkanina Afryka to nie pierwszyzna. Między 2000-2006 przebywał tam na misji kapłańskiej, a w lutym 2011 wrócił na Czarny Ląd z pierwszą, spontanicznie zorganizowaną misją humanitarną. „Pojechaliśmy tam wraz z ojcem Markiem ze St. Stanislaus w Chicopee w Massachusetts, aby zapytać naszych zakonnych braci o ich potrzeby.” – opowiada o. Michał – „To co byliśmy w stanie im zawieźć było znikomą cząstką ich potrzeb, ale i tak spotkaliśmy się z ogromną wdzięcznością i autentyczną radością ludzi, która była dla nas najpiękniejszą zapłatą za wyrzeczenia i trudy związane z organizacją takiej wyprawy.”

W tym roku ojciec Michał chce – niczym Trzej Królowie – zabrać ze sobą jak największą ilość darów, dlatego po raz pierwszy zabiera ze sobą większą grupę pielgrzymów. „Ta wyprawa nie będzie w niczym przypominać tradycyjnych pielgrzymek do Lourdes czy Fatimy.” – ostrzega zakonnik – „Zabieram ze sobą ludzi zaufanych i odważnych, bo przecież jedziemy do buszu, gdzie czekają na nas drapieżne zwierzęta, komary, malarie. Chętnych nie brakowało, ale kilka zgłoszeń musiałem odrzucić ze względu na ograniczoną liczbę miejsc kwaterunkowych w Kenii. Naszą wyprawą przecieramy szlaki, być może za rok będziemy w stanie wysłać tam jeszcze liczniejszą ekipę.”

Polski rodzynek i w odwiedziny do córki

W ekipie znalazło się miejsce dla jednej osoby z Polski. 39-letnia Sylwia jest katechetką w Szkole Specjalnej w Gdyni. Jej uczniowie od lat piszą piękne listy do misjonarzy na całym świecie. Swoją postawą udowadnia, że osoba świecka też może czynnie włączyć się w pracę misyjną. „Poznałem ją zaraz po powrocie z misji w Afryce.” – tłumaczy o. Michał – „To był dla mnie ciężki okres, bo zachorowałem na dur brzuszny i leczyłem się w szpitalu dla misjonarzy w Gdyni. Sylwia była jedyną osobą, która mnie odwiedzała i troszczyła się o mnie.” W Kenii ojciec Michał będzie miał więc okazję oddać przysługę z nawiązką. "O wyjeździe dowiedziałam się w... Sylwestra tuż przed północą. Trochę się wahałam, ale stwierdziłam, że spraw Bożych nie można brać na ludzki rozum. Trzeba z pokorą na kolana i jak ma być tak będzie." - opowiada Sylwia - "Fizycznie ta pionierska pielgrzymka będzie dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale duchowo to będzie uczta, zwłaszcza z takim przewodnikiem jak o. Michał. Cieszę się także, że środki z akcji, które w tak krótkim czasie organizuję, realnie i bezpośrednio pomogą konkretnym osobom."

Maria z Nairobi - adoptowana na odległość córka Józefa z Clifton
Kolejny pielgrzym, Józef z Clifton ma do wypełnienia jeszcze dodatkową, wyjątkową misję. W Kenii spotka się bowiem ze swoją... córką. „Do USA przyjechaliśmy w 1993. Kilka lat później podczas niedzieli misyjnej afrykański misjonarz opowiadał o programie adopcji na odległość. Zdecydowaliśmy się pomóc 4-letniej dziewczynce z Nairobi, która nosi to samo imię jak moja żona Maria.” – opowiada Józef – „Dziś Mary Atieno Achieng ma 16 lat i dzięki naszej pomocy chodzi do liceum. Chociaż nam się nie przelewa co miesiąc wspomagamy ją finansowo, a ona odwdzięcza się nam listami i zdjęciami, które dochodzą do nas raz na jakiś czas. Marzyliśmy o tym, aby poznać ją osobiście. Dzięki pielgrzymce uda mi się to marzenie zrealizować.”

Z pomocą Franciszkanom

 Wyruszą 23 stycznia z Newarku i po międzylądowaniu w Amsterdamie dzień później zameldują się w Nairobi. Z lotniska odbiorą ich ojcowie z kustodii Św. Franciszka w stolicy, która będzie ich bazą wypadową. Bracia Mniejsi będą ich wspierać w działaniu, umożliwią im dotarcie do zaplanowanych miejsc oraz otoczą opieką. „Będziemy tam przebywać w naprawdę skromnych warunkach, bo to przecież kraj Trzeciego Świata.” – opowiada o. Michał - „Doświadczymy też spożywania afrykańskich potraw, bo mamy zamiar w pełni uczestniczyć w ich codziennym życiu, które ma zupełnie inny wymiar niż w Ameryce czy Polsce. Poprzez uczestnictwo w ich praktykach religijnych, będziemy też uczyć się wychwalania Boga poprzez taniec, śpiew i inne gesty niż to ma miejsce u nas. Dlatego też musimy przekształcić naszą mentalność i – przyglądając się temu co się tam dzieje - być pokorni wobec ich ubóstwa.”

Klasztor w Limuru
W sumie misjonarze-amatorzy zamierzają odwiedzić sześć placówek prowadzonych przez zakonników. Jedną z nich jest klasztor w Limuru (35 km od Nairobi), przy którym sióstry ze zgromadzenia Córek Najświętszego Serca Pana Jezusa prowadzą dom rehabilitacyjny. Jego pensjonariuszkami są dziewcząta, których rodzice umierają na AIDS. „W zeszłym roku oddano do użytku nowe skrzydło dzięki czemu obecnie może on pomieścić 80 dzieci.” – wylicza o. Michał – „Jest też tam drukarnia ‘Franciscan Kolbe Press’ wydająca dwumiesięcznik ‘Messenger of Mary Immaculate’ oraz centrum dla kobiet chcących nauczyć się krawieckiego fachu.” W Limuru pielgrzymi zostawią po sobie pomoce szkolne, słodycze, zabawki dla dzieci oraz środki materialne i medyczne.

Aspekt medyczny wyprawy najbardziej interesuje Bożenę, która jest Neurologiem. "Jadę tam, aby zorientować się w sytuacji w jakiej znajduje się tamtejsza służba zdrowia. Przede wszystkim interesują mnie ich warunki i metody leczenia oraz poziom sterylności." - mówi lekarka z Bridgeport - "Wieziemy ze sobą witaminy i leki, ale to kropla w morzu ich potrzeb. Po powrocie z Afryki będę miała pełniejszy obraz tego czego najbardziej im potrzeba oraz tego w jaki sposób można będzie im pomóc na dłuższą metę."

Kapliczka na źródełku, gdzie odnotowano maryjne widzenia
Głównym celem pielgrzymki jest oddalone o 210 km od stolicy Narodowe Sanktuarium Maryjne w Subukia. W 1984 w tym położonym na samym równiku miejscu odnotowano objawienia Matki Boskiej. Franciszkanie sprowadzili się tam 22 lata później. „Obecnie na terenie Sanktuarium znajduje się murowana kaplica z figurą Matki Bożej, mieszcząca ok. 70 osób, oraz mała murowana kapliczka na źródełku. Do potrzeb pielgrzymów jest też stołówka, mała księgarnia/sklepik z dewocjonaliami.” – wylicza o. Michał – „W następnej kolejności należy wybudować kosciół i dom pielgrzyma. Kustodia planuje także postawić tam nowicjat i dom rekolekcyjny dla Sióstr Klarysek. Potem jeszcze czekają kaplica sakramentu pojednania i adoracji, sale konferencyjno-mulitedialne, sanitariaty, stacje Drogi Krzyżowej i Różańcowe oraz naprawa drogi dojazdowej i ścieżki do ‘kapliczki źródła’.”

Oczy na Afrykę

Mimo, iż jadą tam z pomocą sami też mają wiele do zyskania. „Nie jedziemy tam w charakterze Św. Mikołaja. To dla nas wielka szansa na odkrycie sensu życia, na zrobienie czegoś z myślą o drugim człowieku. Chcemy też nauczyć się rozpoznać Jezusa w drugiej, nawet najbardziej ubogiej osobie. To jest bowiem największa bolączka dzisiejszego świata.” – przekonuje franciszkanin – „Poprzez tę jedną podróż nie zbawimy ludzkości, ale chcemy dać świadectwo jak piękny i prawdziwy jest kościół katolicki, który na afrykańskim kontynencie doświadcza prawdziwej 'wiosny'. Nasza misja będzie pełna wzajemnej miłości, szukania pokoju i sprawiedliwości.”

Polscy pielgrzymi chcą także zwrócić uwagę na agonalną sytuację Afryki. Z powodu głodu i chorób ogromna liczba dzieci nie dożyje tam 18 roku życia, a ludzie dorośli - wobec braku dostępu do leków - też skazani są na śmierć. „Mimo wszystko jednak oni są radośni i wiedzą co w życiu jest ważne.” – przyznaje o. Michał – „Mają to, czego nam brakuje: pokój, życzliwość, poświęcenie i czas dla drugiej osoby. Potrafią celebrować życie i być dla siebie prawdziwym braćmi. Paradoksalnie dzieje się tak z powodu ich ubóstwa, które od dzieciństwa uczy ich miłości i braterstwa. W Kenii wszędzie widać dzieci, które dźwigają czy karmią młodsze rodzeństwo. Ponoszą za nie pełną odpowiedzialność, co w naszym społeczeństwie jest to nie do pomyślenia.”

Egzotyczna wyprawa będzie odpowiednio udokumentowana. Misjonarze przywiozą z Afryki mnóstwo materiałów filmowych i pamiątek, które posłużą jako pomoc przy orędowaniu ich misji w latach kolejnych. Bo nikt nie ma wątpliwości, że będzie ona kontynuowana, że to dopiero początek. Pewne jest także, że po powrocie ich życie już nigdy nie będzie takie samo, bo doświadczenia zebrane na Czarnym Lądzie zobowiązują ich do dzielenia się ich świadectwem ze światem.

Jak pomóc?

Okres Bożego Narodzenia to czas, w którym każdy szuka wyciszenia i pragnie siedzieć w domowych pieleszach. Nasi pielgrzymi są jednak wyjątkiem od tej reguły – działają pełną parą, aby uzbierać jak najwięcej środków, bo koszty budowy Sanktuarium w Subukia wycenione są na miliony euro. „Nie szukamy szumu medialnego, nie robimy tego na pokaz, ale chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim, którzy nam już pomogli i którzy jeszcze to uczynią.” – zachęca o. Michał – „W naszych walizkach znajdzie się miejsce na podkoszulek dla misjonarzy, którzy przecież wypełniają swoją misję w ukropach tropikalnego buszu. W Afryce amerykański dolar ma także zwielokrotnioną wartość, dlatego jeśli ktoś będzie chciał nas wspomóc finansowo może to uczynić wysyłając czek na adres: Michał Socha, St. Michael the Archangel Church, 310 Pulaski St, Bridgeport, CT, 06608. Na kontakt od osób zainteresowanych pomocą czekam też do 21 stycznia pod telefonem: 203 296 0243.”

Trzeba przyznać, że pomysłów na pomoc nie brakuje. W najbliższą niedzielę w kościele St. Joseph w Passaic odbędzie się Niedziela Misyjna, podczas której można będzie usłyszeć świadectwo misjonarza oraz złożyć ofiarę. Podobne akcje organizowane są także przez osoby prywatne, a brylują w nich Tercjarze, czyli świeckie osoby z III Zakonu Św. Franciszka. „To istne pospolite ruszenie.” – mówi z podziwem o. Michał – „Przeprowadzają akcje charytatywne i modlą się za nas. Wprowadzają – w myśl franciszkańskiego pozdrowienia - Pokój i Dobro. Tym razem do Kenii zabieram ze sobą siedmiu wspaniałych pielgrzymów, ale każda z pozostałych osób, która nas wspiera będzie uczestniczyć w naszej misji w sensie duchowym.”

 * - misjonarzem tym był oczywiście ojciec Michał

Tekst: Tomek Moczerniuk
Zdjęcia: ofmconvkenya.org/pl, Tomek Moczerniuk, archiwum rodzinne Józefa.

Strona franciszkanów w Kenii: http://www.ofmconvkenya.org/pl/
Adopcja na odległość:
Polska: http://www.dzieciomafryki.pl/index.php?option=com_weblinks&catid=32&Itemid=62
USA: Christian Foundation for Children and Aging: http://cfcausa.org/