• RSS
Saturday, February 18, 2012 6:15:00 AM
Dla moralnych relatywistów prawda jest jak horyzont, nigdy jej nie dościgniemy.
Czym właściwie jest moralność? Czy tak podstawowa wartość jak prawda może zostać zakwestionowana? Czy postępując zgodnie z własnymi przekonaniami i sumieniem jesteśmy autentyczni?




W dzisiejszym świecie te pytania wybrzmiewają szczególnie mocno. Jesteśmy oto świadkami podważania, a nawet kwestionowania wszelkich wartości, na których wyrosła cała nowożytna cywilizacja. Jest to głównie zasługa zachodnich, lewicujących elit intelektualnych i politycznych, dla których dążenie do prawdy jest zajęciem bezsensownym. Lewicowa ideologia - jakże dziś modna - która wyrosła z marksistowskiego determinizmu społecznego nie ustaje w wysiłkach odwrócenia cywilizacyjnego porządku. Coraz mocniej rozpycha się relatywizm, który głosi, że nie ma uniwersalnych wartości a prawda jest rzeczą względną, każdy ma swoją. W tak postrzeganych kategoriach wszelkie podziały zostają zatarte. Dobro i zło zostają zrównane ze sobą, trudno oddzielić podłość od bohaterstwa, kłamstwo pretenduje do miana prawdy objawionej.

Jednym z zasadniczych celów tego myślowego obłędu jest rozmycie wszelkiej odpowiedzialności kogokolwiek za cokolwiek. Moralni i społeczni relatywiści zawsze doszukują się kontekstów, co ma służyć zatarciu wszelkich granic. Nie ma czegoś takiego jak jednostka, która ma wolną wolę i podejmuje wolne wybory, za które ponosi odpowiedzialność. Konserwatyzm, który głosi pochwałę wartości tradycyjnych stanowi zagrożenie śmiertelne dla legionów postępu, ubranego w hasła politycznej poprawności. Walka o prawa zwierząt staje się ważniejsza niż ludzki los, oczywiście z wyjątkiem losu rozmaitych mniejszości, co stanowi oręż lewaków w walce z tradycją.

Na bazie tej destrukcyjnej ideologii wyrosły w XX wieku nieludzkie systemy totalitarne: nazizm i komunizm, które tępiły jednostkę i wolność, gloryfikując kolektyw i wcielając w życie mordercze utopie za cenę milionów istnień ludzkich. Również na bazie społecznego determinizmu i relatywizmu usadowiła się fasada współczesności zwana demokracją, która z prawdziwą demokracją obywatelską nie ma nic wspólnego. Socjalizm jako ideologia, która miała zaprowadzić ludzkość do raju garściami czerpał z marksowskiego determinizmu, inaczej być nie mogło, jako że został przez Marksa stworzony. Jeśli się głębiej zastanowić to w zasadzie demokracja (a raczej jej dzisiejsza karykatura) i socjalizm niewiele się od siebie różnią. Nieprzypadkowo sam klasyk, Karol Marks stwierdził aby "ustanowić demokrację a socjalizm sam się stworzy". Patrząc na dzisiejszą Europę daje się słyszeć jego złowieszczy chichot zza grobu.

Tyle teorii w ogólnym zarysie. Przypatrzmy się jak przekłada się ona na konkretną rzeczywistość. Najprostszy z brzegu przykład: rozliczenie zbrodni nazizmu i przemilczanie zbrodni komunizmu. Po zakończeniu drugiej wojny światowej powstał trybunał w Norymberdze, który osądził i skazał hitlerowskich zbrodniarzy. Niemcy rozliczyły się ze swą haniebną historią wypalając morderczą ideologię gorącym żelazem. Zdumiewające, ale nic takiego się nie stało w odniesieniu do zbrodni komunistycznych. Kiedy w 1997 roku we Francji ukazała się "Czarna księga komunizmu", skrupulatna analiza zbrodni komunistycznych z liczbą ponad 100 milionów ofiar łącznie, wywołała burzę. Zachodnia lewica podniosła największe larum, gdyż autorzy tej pracy zrównali ze sobą nazizm i komunizm, uznając je za ideologie tak samo bezwględne i mordercze. Pojawiły się głosy wielkiego oburzenia, że tak nie można, bo "komuniści działali w innym kontekście historycznym" i tak dalej.

Czy ludzie zdrowi na umyśle mogą wysuwać tak absurdalne tezy? Czy ważniejszy jest kontekst czy sam fakt dokonania przestępczego czynu? Dla postępowców widocznie to drugie. Jeśli wdać się w głębszą analizę zjawiska, to przyczyny zdają się być jednak bardziej polityczne niż ideologiczne. Nie jest żadną tajemnicą, że zachodni socjaliści przez całe lata kolaborowali z ZSRR, działali w Kominternie oraz panicznie bali się upadku "imperium zła", gdyż to rodziło groźbę ujawnienia ich nieciekawej przeszłości a także groziło utratą władzy. To dlatego tak hołubiony jest na Zachodzie choćby Michaił Gorbaczow, "reformator", który chciał ocalić system poprzez jego zmiękczenie a doprowadził do zawalenia. Dziś ci sami relatywiści z zachodniej Europy i dawni agenci Kremla pozasiadali się w unijnych strukturach i instytucjach - a przynajmniej bardzo wielu z nich - co prowadzi UE prosto w przepaść, właśnie to obserwujemy. Wystarczy prześledzić drogi życiowych karier takich ludzi jak: Jacques Delors, Joschka Fischer, Francois Mitterand, Valery Giscard d`Estaign albo Herman van Rompuy by nie wymieniać ich wszystkich.

Wyobraźmy sobie, że po wojnie nie doszłoby do rozliczenia zbrodni nazizmu a NSDAP przekształciłaby się demokratyczną partię socjalistyczną, rządzoną dziś przez dzieci i krewnych hitlerowskich szaleńców. Trudno nam nawet myśleć w takich kategoriach! Jednak w odniesieniu do komunizmu właśnie tak się stało i jakoś większość przeszła nad tym do porządku dziennego. Propagowanie nazizmu jest zakazane prawnie pod groźbą odpowiedzialności karnej. Natomiast w tych samych krajach na straganach sprzedaje się dzieciakom koszulki z wizerunkiem Ernesto Che Guevary, kubańskiego zbrodniarza komunistycznego, który dla pokolenia bezmyślności i relatywizmu stał się ikoną.

Kolejny przykład, z naszego kraju. U podstaw narodzin III RP utącono wszelkie próby rozliczenia PRL. Za bazę posłużyła ta sama postawa relatywizmu co wyżej. Wmawiało się społeczeństwu, i nadal się wmawia, że nie warto wracać do przeszłości. Olga Lipińska głosi, że "przecież wszyscy w tym systemie żyliśmy więc wszyscy ponosimy część odpowiedzialności". Wtórują jej całe zastępy deterministów z "Gazetą Wyborczą" i Adamem Michnikiem na czele, który całą te parszywą ideologię stworzył a z latami wychował sobie wierne, liczne grono wyznawców. To właśnie oni nadają ton dzisiejszej rzeczywistości Polski, gdyż obsiedli media, politykę i państwowe instytucje. "Wszyscy w PRL żyliśmy, więc wszyscy ponosimy część odpowiedzialnośći" - jest to sam szczyt absurdu i zakłamania. Sytuację przedstawia się tak aby rozmyć winę, kata zrównać z ofiarą.

Czy szeregowy pracownik fabryki, który pod przymusem musiał wykonywać jakieś kretyńskie normy produkcyhjne na polecenie dyrekcji ma ponosić taką samą odpowiedzialność jak ów dyrektor, który realizując wytyczne "góry" prowadził zakład do ruiny? Ten szary robotnik musiał robić co mu każą bo po prostu chciał jakoś przeżyć w tym chorym systemie, to dyrektor i jego mocodawcy winni ponieść odpowiedzialność, gdyż za cenę własnych karier i oportunizmu działali z polecenia Moskwy na szkodę własnego społeczeństwa. Jednak współcześni wizjonerzy postępu udają, że tego nie rozumieją. Tylko udają, bo oni dobrze wiedzą co robią. Przeszłości boją się panicznie gdyż w teczkach esbecji jest za dużo smrodu o nich samych, więc lepiej do nich nie zaglądać a winę rozłożyć na wszystkich po równo. Czy to nie dziwne, że kiedy się mówi o życiorysach dawnych opozycjonistów eksponuje się jedynie "tajemnicę chwalebną", pomijając niewygodne fakty? Na przykład działalność Jacka Kuronia znamy tylko z części oficlajnej. Co robił Kuroń nim wstąpił w szeregi opozycji, już się nie mówi. Zapach jest zbyt nieprzyjemny. A podobnych przykładów są tysiące. W NRD 30% wschodnich Niemców współpracowało ze Stasi, jednak oni mieli odwagę spojrzeć prawdzie w oczy. W III RP prawdę zatarto skutecznie a trucizna tego procesu do dziś rzutuje na nasze państwo i jest jedną z przyczyn podstawowych większości dzisiejszych patologii.

Takie są efekty relatywizmu moralnego, który z zasady wrzuca wszystko do jednego, wielkiego kubła pod nazwą: "wszystko jest względne". A skoro wszystko jest względne - dotarcie do prawdy staje się niemożliwe. Należałoby zatem dać temu spokój i do tego nie wracać. "Budujmy przyszłość"! - krzyczał w 1995 roku pewien nomenklaturowy działacz PZPR, który w społeczeństwie ogłupionym propagandą dwukrotnie został prezydentem. "Budujmy przyszłość" a zatem nie wracajmy do przeszłości. W tym wszystkim pominięto cynicznie najważniejsze: budowanie przyszłości narodu, który nie zna własnej przeszłości jest stawianiem zamków na piasku. W tym tonie odbyła się cała polska transformacja, to temat rzeka.

"Przecież nie wiemy do końca jak było, więc zostawmy to raz na zawsze", temu poglądowi hołduje współczesny establishment, który broni własnego interesu podpierając się konuinkturalnie wybórczymi faktami. Cel jest zawsze ten sam: tak zatrzeć granice aby szary obywatel był na tyle ogłupiony, by nie pozostało mu nic poza machnięciem ręką. Współczesnych kłamców nie interesuje fakt, że w nawet najbardziej nieludzkich ustrojach zawsze byli ludzie, którzy potrafili zachować przyzwoitość i godność. Wielokrotnie płacili za to najwyższą cenę, ginąc w męczarniach i piwnicach UB bądź NKWD. Dziś o nich zapomniano, choć to im zawdzięczamy wolność, jaka by ona nie była. Relatywizm nie uznaje bohaterstwa, to z natury jest podejrzane. Lepiej więc usprawiedliwiać katów, agentów i donosicieli, którzy z dawnych bojowników szydzą i drwią. W rytmie tego chocholego tańca toczy się życie w RP, gdzie dawni oprawcy siedzą w swych willach plując przeciwnikom w twarz. Podziękujmy za to panom z tak zwanej "konstruktywnej opozycji", którzy zamiast wziąć sprawy we własne ręce i komunistów osądzić, zaczęli się z nimi układać. Efekty są smutne.

Na koniec chciałym odnieść się do zarzutów rozmaitych obrońców status quo, którzy uważają, że ludzie, którzy nie doświadczyli socjalimu, komunizmu i życia w nich nie mają prawa się wypowiadać. "Co ty możesz wiedzieć o stanie wojennym, skoro miałeś wtedy rok"? - zarzucił mi swego czasu jeden z tych, krórzy "to przeżyli na własnej skórze". Ten pogląd jest tak bezsensowny, że nawet trudno z nim polemizować. Idąc tym tropem myślenia nie powinniśmy znać histroii ani bitwy pod Grunwaldem, ani potopu szwedzkiego, ani rozbiorów Polski, bo przecież tych, którzy o tym piszą nie było wtedy na świecie. Z podobnie bzdurnymi poglądami szkoda dyskutować. A dodatkowo wielu z tych "którzy przeżyli" niewiele rozumie z tego co przeżyli, albo udaje, że nie rozumie. Ludzka pamięć jest wybórcza, z natury wypycha ze świadomości obrazy przykre, zachowując pojedyncze, miłe wspomnienia. Dzsiejsza gloryfikacja PRL w wydaniu pewnych środowisk jest efektem tego procesu. Ludziom się wydaje, że "PRL nie był taki straszny" skoro udało się w nim przeżyć. Większość nie rozumie, że przeżyli mimo PRL-u a nie dzięki niemu. To kolosalna różnica.

Myślenie skażone relatywizmem prowadzi na zupełne manowce. Kontekst - tak ważny dla rozmaitych gmatwaczy - nie pozwala nikogo i za nic pociągnąć do odpowiedzialności. Nie ma winnych, to zbyt skomplikowane - oto ich dewiza. Gdyby pociągnąć tę obłąkańczą logikę do skrajności, dojdziemy do sytuacji groteskowych. Skoro kontekst jest tak ważny to po co karać pedofila gwałcącego dzieci? Przecież miał on trudne dzieciństwo, zaborczą matkę i ojca alkoholika-sadystę. To raczej ofiara niż kat! Po co zamykać w więzieniach morderców? Wiem, że brzmi to zupełnie absurdalnie, ale owo obłędne myślenie w sytuacjach skrajnych prowadzi do takiej właśnie paranoi. Jednak zamyka się zwyrodnialców i nikt się nad nimi nie lituje. Czemuż więc głosiciele "prawd względnych i nieuchwytnych" nie sprzeciwiają się karaniu zwyrodnialców seksualnych a tak zażarcie bronią zwyrodnialców politycznych? Tylko ten - pozornie paranoiczny przykład - dowodzi, że relatywizm jest myślowym obłędem i największym zagrożeniem jakie niosą rzecznicy postępowej doktryny, ubranej w tak piękne hasła.

Łukasz Grysiak