• RSS
Sunday, January 6, 2013 3:53:00 PM
Jak rozpoznać tę cienką granicę, która dzieli żarliwą troskę o zdrowie od stresującej obsesji? Na to pytanie odpowiada Olga Woźniak w artykule z miesięcznika „Zwierciadło” (polecam cały dodatek o zdrowiu z tego wydania):



Wybieraj produkty organiczne, dokładnie przeżuwaj jedzenie, sprawdzaj zawartość konserwantów. Zimą jedz tylko dania gotowane, wiosną surowe. To instrukcja prawidłowego odżywiania? Też. A dla niektórych pierwszy krok do obsesji.

O tym, że nie jemy zdrowo, słyszeli chyba wszyscy. Więcej warzyw i owoców! – Mniej tłuszczów i węglowodanów! – apelują lekarze i dietetycy.
Istnieją wśród nas jednak i tacy, którzy są przodownikami w dziedzinie zdrowego odżywiania. Ich wysiłki znacznie przekraczają normę. Co więcej, dla niektórych to zdrowe odżywianie staje się prawdziwą obsesją, którą należy leczyć.

Być czystym
Do takich osób należał Amerykanin doktor Steven Bratman. To on w 1997 roku stworzył termin „ortoreksja” na określenie przypadłości, na którą cierpiał. Ortoreksja (z gr. orthos – „prawidłowy”, „prawy” i orexis – „pożądanie”, „pragnienie”) – co można wnioskować już z nazwy – jest bliską kuzynką anoreksji. Zarówno anorektycy, jak i ortorektycy mają obsesję na punkcie jedzenia. Odnoszą wrażenie, że sprawują absolutną władzę nad swoim sposobem odżywiania. Ci pierwsi myślą głównie o tym, by nie jeść za dużo (przy czym kategoria „za dużo” jest tu wysoce względna), drudzy skupiają się na takiej kompozycji swojej diety, by była maksymalnie zdrowa (komentarz do „zdrowa” analogiczny).
W przeciwieństwie jednak do anorektyków, którzy ukrywają swoją przypadłość, ortorektycy nieustannie komentują nowe trendy w zdrowym żywieniu. Dużo mówią o swojej diecie.
- Jeśli chcemy stwierdzić, czy cierpimy na ortoreksję, wystarczy zadać sobie proste pytanie: Czy bardziej skupiam się na przyjemności, którą daje jedzenie, czy na drobiazgowym analizowaniu składu posiłku – radzi dr Bratman.
Ortorektyk może być wegetarianinem, weganinem, fanem diety doktora Dukana czy testerem wielu diet. Ortoreksja zaczyna się niewinnie: na początku chcemy po prostu zmienić swoje nawyki żywieniowe. Motywacją może być chęć zgubienia kilku kilogramów, oczyszczenie organizmu czy pozbycie się alergii pokarmowej. Z czasem jednak może się zdarzyć, że myślenie o tym, co i jak jemy, zaczyna dominować w naszym życiu.
Anorektyk myśli, że wciąż jest za gruby, pragnie obsesyjnie schudnąć. Ortorektyk ma podobnego fisia na punkcie „oczyszczenia”. Z czasem do chęci bycia czystym i odtrutym zaczyna dorabiać ideologię. Jedzenie przybiera formę rytuału. Za niewielkie odstępstwo od diety taka osoba karze się zaostrzeniem rygorów, głodówkami. Ten kuchenny mistycyzm osiąga stan, w którym jego wyznawca spędza większość swego czasu na planowaniu, przygotowywaniu i spożywaniu posiłków.

Umarł na zdrowie
- Doszedłem do stanu, w którym odżywiałem się tylko organicznymi, lokalnymi produktami. Byłem restrykcyjnym wegetarianinem. Każdy kęs żułem 50 razy. Jadłem zawsze w ciszy i starałem się wstawać od stołu z poczuciem niepełnego żołądka. Czułem wyższość nad ludźmi objadającymi się pizzą i czipsami. Miałem poczucie, że choć jedna dziedzina mojego życia znajduje się pod moją całkowitą kontrolą – mówi dr Bratman. – Zacząłem unikać kontaktów towarzyskich, restauracji, wyjazdów, chyba że mogłem zabrać ze sobą własne pożywienie. Tknęło mnie, że chyba coś jest ze mną nie tak, gdy opuściłem znajomych, bo awokado, które miałem w kuchni, właśnie osiągnęło odpowiedni stan dojrzałości.
Te problemy są jednak niczym wobec zdrowotnych skutków obsesyjnej diety. Choć może zabrzmi to paradoksalnie, istnieją ofiary śmiertelne zdrowego odżywiania.
Zdarza się, że osoby obsesyjnie skupione na swojej diecie unikają określonych produktów, prowadzą oczyszczające głodówki. Bywa, że doprowadzają się do anemii, zaburzeń krążenia, uszkodzenia mięśnia sercowego, anoreksji.
Jedna z pacjentek dr Bratmana, chcąc wyeliminować ze swego jadłospisu wszystko, na co jest uczulona (by móc odstawić leki, które dawały nieprzyjemne efekty uboczne), doprowadziła do sytuacji, w której mogła jeść jedynie sześć produktów. Leki faktycznie nie były jej potrzebne, ale czy efekty uboczne jej nowego sposobu życia nie stały się bardziej dokuczliwe?
Zaburzenia dotyczące odżywiania, takie jak anoreksja, bulimia, a teraz także i ortoreksja, mają cechy nerwicy natręctw.


A jednak nie przytrafia się to wszystkim, którzy dbają o zdrowy styl życia czy szczupłą sylwetkę. Czy są zatem osoby, którym łatwiej popaść w taki stan? Psychiatrzy oceniają, że pewne cechy osobowości predestynują do takich skłonności. Pedantyczność, dążenie do perfekcjonizmu, zamiłowanie do porządku, czystości, przesadne poczucie odpowiedzialności i obowiązku, sztywność zasad moralnych, wysoki poziom aspiracji – to wszystko może pchnąć nas w obsesję. Coraz częściej mówi się także o wpływie wychowania – na przykład wygórowanych oczekiwaniach rodziców wobec osiągnięć dziecka, jak również o uwarunkowaniach genetycznych.
Wyjście z obsesji jest bardzo trudne. Wymaga zwykle długotrwałej psychoterapii (kłopot z leczeniem ortorektyka jest także w tym, że odrzuca on wszelkie farmaceutyki jako zatruwające organizm i niszczące jego naturalny system odpornościowy). Nie chcę nikogo przekonywać, że dbanie o to, co się je, jest niebezpieczne i pozbawione sensu. Co to, to nie! Uważajmy jednak. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu – mawiają mądrzy ludzie i tu to powiedzenie zdaje się pasować jak ulał.

Monika Trawińska
rawolucja.pl