Generalski Ogórek 

Friday, September 16, 2011 7:40:00 AM

Lato kończy się powoli i kolejny sezon ogórkowy podzieli los poprzednich. Pojdzie w niepamięć, choćby nie wiadomo, co się zdarzyło. Dziennikarze już zacierają ręce, bo nareszcie będzie o czym pisać. Pióra twórców, a właściwie laptopy już niecierpliwią się, aby pisać … o czym to właśnie?

 Oczywiście, nasza dziarska amerykańska dziatwa w szkołach dostarczy wreszcie godziwej rozrywki sobie, policji i rodzicom. Nieutuleni w żalu za wyborcami politycy dołożą co nieco swojego i będzie znów jak dawniej, a więc ciekawie. Mam więc ostatnią szansę, aby napisać o ogórku, i to nie byle jakim, bo generalskim. Nie przypuszczał nasz znakomity rodak, Kazimierz Pułaski, że po latach znów zacznie zdobywać … tym razem podniebienia konsumentów na najbardziej konsumenckim rynku świata.

 Zaczęło się skromnie w 1934 roku. To nie pomyłka, bo właśnie wtedy, po ponad 150 latach od szczęśliwego dla nas, emigrantów z Polski, zakończenia Rewolucji Amerykańskiej i powstania USA, jakiś fanatyk wpadł na pomysł, aby towary spożywcze przyozdobić podobizną Generała. Nie zachowały się niestety odbitki pierwszego znaku towarowego PULASKI BRAND z tamtego okresu. Nieistniejąca już (zlikwidowana w 2007) firma PULASKI PRODUCTS z Carlstadt w New Jersey – wtajemniczeni już żałują, że to nie Carlsbad, czyli Karlove Vary – udostępniła nam swojego czasu wzór logo firmy. General patrzy stamtąd na nas chyba nawet bardziej dziarsko niż z portretów z epoki. Dlaczego? Wszystko za sprawą ogórka. Wbrew życzeniom sporej i nadal rosnącej czeredki importerów i dystrybutorów żywności importowanej z Polski, ogórki maja się dobrze i poza szynka KRAKUS są najbardziej rzucającym się w oczy towarem na rynku nieco większym, niż etniczny. Mamy do wyboru ogórki małosolne i kiszone, kwaszone z koperkiem, czosnkiem i nie tylko, za to w dziesiątkach konfiguracji, KRAKUS, CRACOVIA, VAVEL, PROVITUS, SADKI, SQUARE i … PULASKI. No właśnie, jak ma się Generał na tym wymagającym polu bitwy? Ma się dobrze, choć mógłby lepiej.

 Z odsieczą przyszły mu w latach 60-tych ubiegłego stulecia przetwory owocowe i warzywne marki KRAKUS. Firma PULASKI PRODUCTS była ich wyłącznym importerem i dystrybutorem, miała więc możliwość połączenia pod jednym dachem tradycji ze współczesnością. Obecnie kontynuację dystrybucji tych brand'ów zapewnia firma SQUARE z Wallington. Nie przypuszczał nasz Generał, że odsiecz nadejdzie z Małopolski. Sam rodem z Warki pod Warszawą, a więc dla wielu po prostu warszawiak, nigdy nie miał by większych szans w naszej lokalnej społeczności emigracyjnej. A tak do spółki z KRAKUSEM trzyma się całkiem nieźle, choć nie jest mu lekko.

  Od dawna wiadomo, że wszyscy Polacy znają się na samochodach, szczególnie 10-cio letnich. Jako konsument dodałbym do tego … i na ogórkach, choć może trochę młodszych. Mając tak ogromny wybór ogórków w sklepach etnicznych, a także i coraz większy w sieciowych supermarketach, ze znawstwem komentujemy – “Babuni” najlepsze, “Domowe” palce lizać. Najczęściej brak w tych ocenach ogórków PULASKI czy KRAKUS. Są bowiem drogie. Troska o jakość musi bowiem kosztować.

 Ubiegłoroczna wiosna i nieco zbyt upalne lato w Polsce, miały zdumiewający dla laika wpływ na podaż ogórków. Obrodziły!!! Wszyscy producenci mieli ich w bród. Fala eksportu ogórczanego zza oceanu szybko dotarła do naszych sklepów. Miała jedną cechę wspólną. Im taniej tym lepiej. Kto ma najniższą cenę? Gdzie dają … za darmo!? Należę do wymierającej grupy tradycyjnych konsumentów, którzy znają wartość samochodów MERCEDES czy BMW. Chciałbym nabyć najnowsze ich modele, najlepiej wszystkie, ale zapłacić jak za HYUNDAY’a. Oczywiście wiem, że HYUNDAY sprzedaje się wyjątkowo dobrze wśród moich rodaków. Jestem prawie pewien, że jest to dowód ich tęsknoty za czymś lepszym, większym, po prostu prestiżowym.

 Z ogórkami jest podobnie. W przeciętnym sklepie nie uświadczy się już ogórków PULASKI, coraz trudniej o KRAKUSA. Inne sprzedają się szybciej. To proste prawa rynku. Jeden z podstawowych kanonów marketingu mówi bowiem, że towar gorszy wypiera lepszy. Jest to tzw. Prawo Greschmana. Prawda ta nie dotyczy oczywiście towarów z gruntu złych a jedynie takich, które choć podobne do lidera, są nieco słabsze jakościowo, ale za to kosztują mniej. Po jakimś czasie one same staja się liderem i kolo fortuny obraca sie na nowo. Coś jednak opada. Płacimy bowiem coraz mniej, za coraz słabszy towar. Odwrotna sytuacja, aby płacić coraz mniej za coraz lepszy towar w rodzimej praktyce zdarzyć się nie może.

Przypomnę tu los pojazdu YUGO w USA. Czy coś dolegało ZASTAWIE 1100 czy modelowi FIATA 128? W Polsce były to obiekty marzeń więcej niż jednego pokolenia. Tu nie. Przestał się sprzedawać, nawet za dopłatą. Prawa ekonomii są bowiem nieubłagane. Czasem trudno po prostu uwierzyć, że słoik “domowych” dostępny w sklepie za 99 centów zapewni zysk wszystkim zainteresowanym, z tej i tamtej strony oceanu. Jak jest na prawdę? Spróbujmy dla pewności zapytać, dla ułatwienia, zupełnie dowolnego, wybranego losowo biznesmena z pewnej dobrze znanej Polakom okolicy Brooklynu. Na pytanie, z czego żyje jego firma, usłyszelibyśmy, że “z tego, co sam dokłada do interesu”. To też patent, ale szkoła biznesu jakby starsza od naszej.

Ogórki Generała trzymają się dobrze tam, gdzie nas nie ma. PULASKI BRAND dociera bowiem najczęściej do konsumenta rdzennie amerykańskiego. Pytanie o nie w sklepach etnicznych grozi mocnym zdziwieniem u sprzedawcy. Czy ogórki KRAKUS podzielą los ogórków Generała? Na razie nic tego nie zapowiada. Sprzedają się dobrze, choć trzeba za nie zapłacić więcej. BMW też nie chce jakoś stanieć do poziomu YUGO. Czekanie na Godota to tylko mała wprawka przed taką wymarzoną obniżką cen z Bayerische Motoren Werke.

 Importerzy i dystrybutorzy polskiej żywności w USA rosną jak grzyby po deszczu i każdy z nich musi mieć w ofercie ogórki. Prawo to nie znalazło jeszcze swojego akademickiego odpowiednika, ale handlować na Wschodnim Wybrzeżu USA bez krajowego ogórka sie nie da. Praktyczne każdy producent krajowy ma już swojego agenta w USA. Jeśli jeszcze nie dziś, to na pewno już jutro zapuka do jego drzwi akwizytor oferujący otwarcie na rynek USA. Dla nas tutaj oznacza to większy wybór, niższe ceny, a więc tak, jak być powinno. Przynajmniej tak mówią podręczniki.

 Z drugiej strony praktyka pokazuje, jednym wcześniej, drugim później, że droga do prawdziwego rynku USA jest daleka. Marka KRAKUS wspierana przez prekursora, jakim była polska szynka, potrzebowała ponad 30 lat, aby być jako tako rozpoznawalna. Generał też zadomowił się dopiero po latach i to za sprawą raczej przypadku. PULASKI? – tak, mamy taki “skyway” w New Jersey, PROVITUS? – nie słyszałem, tak postrzega nas przeciętny Amerykanin. Ogromna oferta produktów krajowych uderza do głowy. KRAKUS? – mógłby dla mnie nie istnieć, w moich sklepach mam wszystko, co potrzebuję, na dodatek sprowadzam to sam – oto jedna z opinii właściciela kilku całkiem sporych biznesów spożywczych, pełnych towarów, ale jakby trochę innych. No cóż, nie każdy musi jeździć MERCEDESEM, a YUGO jest/było przecież takie tanie!

 

Czy tak być musi? Nie, choć coraz trudniej znaleźć kogoś, kto pamiętać będzie markę BUGATTI, nota bene reaktywowaną ostatnio dla wyjątkowo zasobnych kolekcjonerów pojazdów. My, jako kolekcjonerzy ogórków mamy inne problemy. Szybki rajd po polskich sklepach, w dowolnie wybranej okolicy Nowego Yorku, New Jersey czy Connecticut, pokazuje, jak są one poważne - 24 rożne marki jednego i tego samego ogórka? Brr, koszmar. Brakuje jeszcze tylko hasła: ogórki wszystkich krajów łączcie się! Na szczęście ta epoka odeszła już ze wstydem w niepamięć.

Handel to nieustająca rywalizacja. Dlatego nie oczekuję zwycięstwa marki Generała, mimo jego historycznie udokumentowanych przewag (wojskowych), tak, jak nie widzę szans dla “Babuni”, która miałaby podbić Amerykę. Pewne szanse ma tutaj KRAKUS, obecny na stołach w ponad 27 krajach świata, głownie za sprawą ogórka i szynki.

 Ogórek to rzecz bardziej uniwersalna niż moglibyśmy przypuszczać. Może mieć zastosowanie nie tylko na stolach biesiadnych, ale i... w balecie. Tajemnice jego artystycznej przydatności znają jedynie scenografowie i krawcy kostiumów teatralnych. O więcej szczegółów można także zapytać niektórych niekiedy bardzo popularnych tancerzy w trykotach.

 

Pomarzyć dobra rzecz. Marzy mi się kiedyś usłyszeć w mediach, zamiast “Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle” aktualniejszą dla dystrybutorów i importerów ogórków wszelakich maści parafrazę “Najlepsze ogórki (polskie) są na Placu Pigalle. Zuzanna lubi je tylko (wczesna) jesienią”. Byłoby to wyjątkowe osiągniecie eksportowe nowej polskiej szkoły biznesu. Wejście na ten konkretnie rynek paryski z np. ogórkami “Babuni” mogłoby wywołać co prawda małą rewolucję obyczajową, ale nic to jednak przy nagrodzie, jaką od dawna oferuje to miejsce zwycięzcom w bojach biznesowych. Ogórki w dłoń, hajda na koń! i … do dzieła. Powodzenia!

 A General też by się pewnie chętnie wybrał na wycieczkę do Paryża. Polak w tamte strony wyrusza zazwyczaj z wlasnym zaprowiantowaniem, – bo jak długo da się pociągnąć na żabach? I tu w sukurs ogórkom przychodzi osobna linia produktów pod marką PULASKI – kiełbasy. To także coś bardzo swojskiego. Inna firma PULASKI, tym razem z Linden w New Jersey, a dokładnie jej masarnia, wytwarza bowiem najwyższej jakości, smakowite i niezwykle różnorodne wędliny. Jest ona również jak najbardziej godna imienia Generała. W końcu, co rodzina to rodzina, a na dodatek po mieczu! Ale o generalskich kiełbasach następnym razem.

 

Pozostaje z ogórkowym pozdrowieniem,

Adam Stafiej