Amerykańska szarlotka



- Co się stało z rycerskością? Istnieje tylko w filmach z lat osiemdziesiątych? Chcę Johna Cusacka z boomboxem za oknem. Chcę kosić trawę z Patrickiem Dempseyem. (…) Chcę żyć w latach osiemdziesiątych. (...) Ale tak nie będzie. John Hughes nie wyreżyseruje mojego życia – mówi Olive Penderghast, bohaterka filmu „Łatwa dziewczyna” (reż. Will Gluck, 2010).

Ta nostalgia wydaje się być w pełni zrozumiała – pojawiające się obecnie na rynku filmowym produkcje skierowane do młodzieży niewiele mają wspólnego z wrażliwością i empatią, które charakteryzowały  „Szesnaście świeczek” (reż. John Hughes, 1984) czy „Klub winowajców” (reż. John Hughes, 1985). Lata osiemdziesiąte minęły bezpowrotnie.

American Pie: Zjazd absolwentów”, fot. UIP

I choć wydaje się to nie do uwierzenia, amerykańska komedia z 1999 roku w reżyserii braci Weitz, „American Pie”, garściami czerpie z dorobku Hughesa, tylko że zapożyczone wątki odpowiednio przekształca, dostosowując je do „nowego” typu odbiorcy. Nawet tematy są podobne – w końcu mimo upływu czasu problemy nastolatków się nie zmieniają; zmienia się jednak perspektywa, Weitzowie rezygnują z wrażliwości charakteryzującej produkcje z lat osiemdziesiątych, decydując się na prześmiewczą dosadność i mocny, sprośny humor. Seria „American Pie” dotyka problemu wśród nastolatków najistotniejszego, mówi o odkrywaniu swej tożsamości seksualnej. Nie dziwi zatem fakt, że udało jej się odnieść tak wielki sukces w kręgu młodzieży – twórcy chętnie podejmują temat seksualności i związanych z nią problemów, mówią o tym bez pruderii, otwarcie, z humorem, ale jednocześnie niczego nie bagatelizują. Pewną pułapką okazuje się przedstawienie życia nastolatka jako jednej wielkiej niekończącej się imprezy, pełnej alkoholu i seksu. Władza rodzicielska zdaje się tu nie istnieć, dorośli nie mają niemal żadnego wpływu na swoje latorośle, a gdy już się pojawiają, mogą jedynie upokorzyć swoje dziecko niezrozumieniem reguł nastoletniego świata. Taką wizję rzeczywistości chętnie podchwytują kolejni reżyserzy i można pokusić się o stwierdzenie, iż rzeczywiście „American Pie” i zainspirowane serią produkcje mogą mieć na nastoletnie pokolenie destrukcyjny wpływ – filmy promują niczym nieskrępowane stosunki seksualne (często nie zająkując się o antykoncepcji), nadużywanie alkoholu i branie narkotyków, nie wspominając nic o ewentualnych konsekwencjach. Co więcej, osoby niedoświadczone seksualnie traktowane są z pogardą, a ci, którzy odmawiają poddania się imprezowemu trybowi życia, stają się obiektami kpin. Niepokojące, że prezentowany kult cielesności i hedonistyczna wizja świata, choć kontrowersyjne, szturmem zdobyły serca młodych widzów.

Czy można jednak spojrzeć na serię „American Pie” inaczej niż na high school comedy, epatującą niewybrednym humorem? Dla wielu to prawdziwy amerykański sen, bohaterów pochłania maksyma „carpe diem”, robią to, na co mają ochotę. Cały system edukacji – szkoła, potem studia – to w zasadzie pestka, dla nich to okres dorastania jest prawdziwą szkołą życia, która ułatwia wejście w dorosłość. Ale można odebrać też „American Pie” jako swego rodzaju ponurą konstatację; młodzież, pozbawiona wzorców, bez pasji, hobby i zainteresowań, przestaje się interesować tym, co wymaga od niej zaangażowania. Czy w goszczącym właśnie w kinach „American Pie: Zjazd absolwentów” (reż. Jon Hurwitz, Hayden Schlossberg) życie zweryfikuje sposób postrzegania świata przez – dorosłych już – bohaterów? Wydaje się to dość wątpliwe – wygląda na to, że amerykański sen o niekończącej się imprezie trwa.


Sonia Miniewicz / Portalfilmowy.pl
Źródło: Portalfilmowy.pl